Auta na prąd nie mogą być jedyną opcją – uważa Gill Pratt, główny naukowiec Toyoty
Brak wystarczających zasobów oznacza, że pojazdy elektryczne nie mogą być jedyną opcją dla sektora motoryzacyjnego. Takie zdanie wyraził Gill Pratt – główny naukowiec Toyoty.
Gill Pratt już nieraz głośno krytykował bezrefleksyjne dążenie do elektromobilności. Na początku roku, podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, przyznał, że najlepszym podejściem do zrównoważonej przyszłości jest podejście wielotorowe.
Co to oznacza? Że nie należy skupiać się wyłącznie na elektromobilności. Według Gilla Pratta pojazdy elektryczne należy „łączyć” z innymi ekologicznymi rodzajami napędu. Czyli z hybrydami, samochodami zasilanymi ogniwami paliwowymi czy też spalającymi wodór (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).
Gill Pratt: brak zasobów będzie nam dokuczał przez dziesięciolecia
Teraz Bill Pratt ostrzegł, że skupienie się wyłącznie na elektrykach może skłonić kierowców do zatrzymania leciwych pojazdów zanieczyszczających środowisko. Owszem, pojazdy na prąd mogą wpłynąć na ograniczenie zmian klimatycznych, ale wyłącznie w takich krajach, w których na szeroką skalę korzysta się z energii odnawialnej. Czyli np. Norwegia.
Dodał jednak, że w innych częściach świata, gdzie węgiel jest nadal wykorzystywany do produkcji energii elektrycznej, hybrydy byłyby lepsze pod względem emisji dwutlenku węgla.
„Miną dziesięciolecia, zanim kopalnie minerałów do baterii, wytwarzanie energii odnawialnej, linie przesyłowe i urządzenia do magazynowania energii osiągną odpowiednią skalę” – powiedział Gill Pratt dzień przed rozpoczęciem szczytu G7.
Toyota, która jest największym koncernem motoryzacyjnym świata, na razie bardzo wolno wchodzi w elektromobilność. Ale Japończycy obiecują poprawę i wprowadzenie aż 10 samochodów na prąd do 2026 roku. Czyli w niecałe 3 lata!
Dzięki temu posunięciu Toyota chce, aby sprzedaż aut elektrycznych w jej gamie wzrosła w 2026 roku do 1,5 mln sztuk. Oznaczałoby to 15-procentowy udział takich modeli w jej portfolio. Do 2030 roku Koji Sato – aktualny prezes japońskiego giganta – chce mieć już 30 aut na prąd.
Toyota nadal stawia na hybrydy
Jeszcze w zeszłym roku Akio Toyoda – były szef Toyoty – lobbował w japońskim rządzie, aby ten wyraził poparcie dla pojazdów hybrydowych. I to w równym stopniu, co dla elektrycznych. Pojazdy BEV są bowiem „bardzo ważną opcją” dla osiągnięcia neutralności węglowej, podobnie jak wodór – argumentował wtedy swoją prośbę Toyoda.
Pomimo ambitnych planów dotyczących rozwoju elektromobilności, Toyota uważa elektryki wyłącznie za jedną z opcji. Dla większości rynków bardziej realistycznym wyborem są bowiem hybrydy, w których Japończycy mają ogromne doświadczenie.
Jest to zresztą zgodne ze wcześniejszymi wypowiedziami Gilla Pratta. Według niego, aby maksymalnie obniżyć emisję dwutlenku węgla najrozsądniej będzie rozłożyć ograniczoną ilość litu na jak największą liczbę pojazdów. Czyli dążyć do ich hybrydyzacji, a nie pełnej elektryfikacji.
Gill Pratt uważa, że jeśli w grupie 100 aut spalinowych, byłoby jedno na prąd (bateria o pojemności 100 kWh), jej średnia emisja spadłaby zaledwie o 1,5 g/km. Z kolei, jeśli lit potrzebny w tym jednym elektryku rozłożyć na inne auta, powstałoby 90 hybryd z baterią o pojemności 1,1 kWh.
W takim przypadku emisja CO2 do atmosfery dla całej floty spadałaby nie o 1,5 g/km, a o 45 g/km. Gill Pratt żałuje, że myślenie w ten sposób jest całkowicie pomijane przez ustawodawców.
Toyota obecnie pracuje intensywnie nad akumulatorami półprzewodnikowymi. Ich zastosowanie ma pozwolić zwiększyć zasięg hybryd plug-in na samym prądzie nawet do 200 km.