Huragan Ian zbiera śmiertelne żniwo. Czy warto ryzykować i kupić auto po powodzi?
Niszczycielski huragan Ian spustoszył kontynentalną część USA. Pozostawił po sobie śmiertelne żniwo o ogromne zniszczenia. Można się spodziewać, że niebawem na aukcjach wypłynie i to dosłownie kolejna fala, tym razem samochodów po powodzi. Czy auto po powodzi to dobry pomysł na własne cztery kółka?
Wcześniej czy później samochody po powodzi dotrą do Polski. Prawie nowe auta, z niewielkim przebiegiem kuszą ceną i atrakcyjnym wyglądem. Supersamochody i cała masa przeróżnych klasyków także. Na pierwszy rzut oka wszystko z nimi w porządku. Ale kłopoty dopiero mogą i z pewnością się zaczną. Mechanicy są zgodni, ryzyko zakupu auta po powodzi jest olbrzymie. Z czasem wariować może elektronika, elementy metalowe zaczną rdzewieć, a tapicerka zgnije. Czy mimo wszystko warto ryzykować? Wszystkie racjonalne argumenty mówią – NIE. Ale cena kusi.
Przykład? Roczne Audi RS6 za 200 tys. zł. Nie odpala. Lamborghini Huracan w stanie idealnym – 300 tys. zł. Toyota Corolla rocznika 2019. Cena 5 tys. euro. Takich ogłoszeń są już dziesiątki, a lawety z pięknie wyczyszczonymi autami jadą do Polski szerokim strumieniem. Ba, w końcu w Polsce też mieliśmy powodzie. Więc i auta z lokalnego rynku obarczone są ryzykiem. Jak nie oprzeć się takim cenom?
Auto po powodzi? Tylko na części
Pół biedy, gdy handlarz otwarcie nas poinformuje, że auto jest po zalaniu. Wtedy wiemy, w co się pakujemy. Gorzej, jeśli auto jest wyczyszczone, wysuszone i sprzedawane jako po prostu używane. Niewprawne oko nie rozpozna, z czym ma do czynienia, bo w popowodziowych samochodach najgorsze jest to, że wszelkie usterki wychodzą z czasem.
– Ryzyko zakupu takiego samochodu jest olbrzymie. Nawet jeśli handlarz nas poinformuje, że to auto po powodzi, ja bym się w coś takiego nie pakował, chyba że potrzebujemy auto na części – tłumaczy Piotr Adamczyk, mechanik samochody.
Większy kłopot i większe ryzyko dotyczą samochodów stosunkowo świeżych, nafaszerowanych elektroniką. Każdy sterownik drzwi, okien, komfortu, skrzyni, silnika a przecież tego we współczesnych samochodach jest cała masa, może po czasie płatać figle. Nie za miesiąc, a nawet za rok – dodaje.
Wysoka woda
Wbrew pozorom, że mechanicznie niewiele w takim popowodziowym aucie może się popsuć. Zawieszenie wytrzyma kontakt z wodą, bo przecież jak jeździmy w deszczu, też jest narażone na kontakt z wodą. Poza tym coraz częściej wahacze są aluminiowe. Dodatkowo sworznie, półosie czy łożyska są zabezpieczone przed śniegiem, solą i woda i one zalanie wytrzymają. Gorzej jest z silnikiem, skrzynią biegów, tapicerkami, elektroniką i elementami stalowymi.
– Podstawowe pytanie brzmi, jak wysoko woda stała. Skrzynia biegów ma specjalny odpowietrznik, by przy normalnym użytkowaniu się nie zapowietrzała i jest szczelnie zamknięta, więc do skrzyni woda nie powinna się wlać. No, chyba że właśnie przez odpowietrznik. Oczywiście warto w takim przypadku wymienić olej i sprawdzić, czy wszystko jest z nią w porządku – dodaje Adamczyk.
– Zupełnie inaczej wygląda sprawa w przypadku skrzyni automatycznej, która wyposażona jest w skomplikowaną mechatronikę. Moduły elektroniczne są zazwyczaj z boku lub z dołu skrzyni, więc są narażona na zalanie nawet przy niewielkim jej poziomie. A ich naprawa może być niemożliwa – dodaje.
Woda w silniku
Silnika także nie od razu zostanie zalany wodą. Gdy auto nie było uruchomione, woda nie powinna się do niego dostać. Co innego, gdy silnik pracował, wjechaliśmy w olbrzymią kałużę, auto zostało utopione, a silnik zaciągnął wodę.
Woda w silniku jak mówi Adamczyk to najgorsza sytuacja. Do silnika może się ona dostać kolektorem ssącym, przez filtr powietrza, przepustnicę. Wtedy woda trafia prosto do cylindrów i silnik natychmiast staje. Straty są olbrzymie. Bo jako pierwszy poddaje się korbowód i z reguły wychodzi bokiem, czyli uszkodzony mamy także blok silnika. Uszkodzone są cylindry, tłoki, panewki i pierścienie. Wszystkie części metalowe, które wymagają smarowania olejem, nie nadają się do niczego. Ale wbrew pozorom to lepszej sytuacji z punktu widzenia kupującego, bo takie auto raczej nie trafi na handel. Koszty jego naprawy są po prostu zbyt wysokie.
Silnik do wymiany
Do zalanego i uszkodzonego silnika można podejść jednak inaczej. Woda w silniku może być najmniejszym problemem, bo silnik można cały wymienić. Taka operacja w zależności od kosztu zakupu silnika waha się od 4 do 8 tysięcy złotych. Oczywiście pod warunkiem, że nic innego się po drodze nie wydarzy. Jeśli jednak silnik będzie sprawny, nigdy nie jesteśmy w stanie wymienić wiązek elektrycznych, kostek, styków, czujników i modułów. To one z czasem będą płatać figle i one generować koszty. Dlatego nie warto ryzykować.
Liczy się czas
Adamczyk zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny fakt, o którym jako kupujący nie będziemy mieli pojęcia. – Ważne, jak długo samochód stał w wysokiej wodzie. Jeden dzień, dwa? Jeżeli szybko zareagujemy i wyczyścimy auto z wody i mułu czy pisaku i je wysuszymy, straty mogą być mniejsze. Ale w przypadku samochodów na handel, w wodzie stoją one dniami, później czekają na placach na sprawy ubezpieczeniowe.
Nikt ich nie suszy, nawet nie otwiera, by je przewietrzyć i cała ta woda zaczyna gnić i kisić się w tapicerkach, wilgoć reaguje ze sterownikami, ze stykami w kostkach, wiązkach, spinkach, przewodach, wszędzie – dodaje.
Jak rozpoznać auto po powodzi?
Jak rozpoznać, że auto jest popowodziowe? To chyba najtrudniejsza sztuka i gra w ciuciubabkę z handlarzem. On twierdzi, że to był delikatny deszcz, a w rzeczywistości woda stała do połowy foteli. Nic na to nie wskazuje, bo auto można wyczyścić. Handlarze wyjmują fotele, zdejmują tapicerki, myją je ciśnieniowo, suszą i wkładają z powrotem. Jednak wilgoci nigdy do końca nie da się usunąć. Właśnie dlatego samochód z czasem zaczyna brzydko pachnieć stęchlizną. W ciepłe dni na szybach może skraplać się nawet woda. To dopiero początek, bo pozostałe zmartwienia czają się w ukryciu.
Przed zakupem auta z rocznika 2020, z czasów, gdy powodzie były bardzo częste, warto dokładnie prześwietlić samochód. Zajrzeć pod uszczelki, pod dywaniki i dokładnie obwąchać auto. Jeśli coś wzbudzi nasza czujność, lepiej zrezygnować. Poza tym koniecznie trzeba sprawdzić wszystkie standardowe miejsca. Więcej o tym na co zwraca uwagę kupując używane auto pisaliśmy TUTAJ.