Unia pójdzie na wojnę handlową z Chinami? Komisja Europejska sprawdzi, czy chińskie elektryki subsydiował rząd
Czy chińskie samochody elektryczne dostępne na europejskim rynku są tańsze? Są. O ile? Według Jato Dynamics nawet o 38 proc. Skąd ta różnica? Komisja Europejska przypuszcza, że to wina subsydiowania produkcji. W sumie pomoc mogła wynieść nawet 57 mld dolarów.
Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, zapowiedziała, że specjalna komisja sprawdzi, dlaczego chińskie samochody elektryczne oferowane w Europie są tańsze od ich rodzimych odpowiedników. To długo wyczekiwany zwrot w całym procesie elektryfikacji europejskiej motoryzacji i ruch oczekiwany przez rodzimych producentów. O potrzebie tamy przeciwko chińskim elektrykom od wielu miesięcy mówili szefowie wielu motoryzacyjnych europejskich gigantów oraz politycy. Więcej o tym pisalismy TUTAJ.
Według danych Reutersa w latach 2016-2022 tylko oficjalne dotacje dla branży motoryzacyjnej w Chinach mogły wynieść nawet 57 mld dolarów. Jeśli doniesienia się sprawdzą, Komisja Europejska będzie mogła nałożyć na Chiny karne cła. W jakiej wysokości? Tego nie wiadomo. Pewne jest jednak, że wyniki pracy komisji poznamy dopiero za 13 miesięcy.
Dochodzeniu oraz powołaniu specjalnej komisji sprzeciwiło się już Chińskie Stowarzyszenie Samochodów Osobowych. W cytowanym przez TVN24 oświadczeniu napisano, że większy eksport chińskich pojazdów napędzanych energią elektryczną nie wynika z ogromnych dotacji państwowych, ale z wysoce konkurencyjnego chińskiego łańcucha dostaw przemysłowych, wynikającego z silnej konkurencji na rynku krajowym.
Wreszcie jakiś ruch
Gwałtowne przestawienie Europy na elektromobilność spowodowało, że chińscy producenci, od lat rozwijający technologię bezemisyjną w samochodach, dostali niemal niczym nieograniczony dostęp do europejskiego rynku zbytu. I choć jest on dla nich znacznie mniejszy od rodzimego, w Europie Chińczycy zawsze chcieli być. Z drugiej strony zaufanie do chińskich samochodów szybko rośnie, o czym pisaliśmy TUTAJ. To już nie tanie i proste auta. Są jakościowe, zaawansowane technologicznie i świetnie wykonane.
Tylko w ubiegłym roku sprzedaż „ekologicznie czystych samochodów” (elektryków, hybryd) wyniosła w Chinach 5,67 miliona aut. To więcej niż w całej Europie (5,22 mln). A dla porównania, cała sprzedaż w Europie w ubiegłym roku to 11,29 mln samochodów osobowych. Zaś w Stanach Zjednoczonych 13,9 aut mln.
Tańsze o 38 proc.
Jak na razie Europa nie postawiła przed chińską motoryzacją istotnej bariery. Cło wynosi zaledwie 10 proc. Wyłomem jest Turcja, która wprowadziła cło w wysokości 40 proc. Wszystko to powoduje, że europejskie samochody są droższe. O ile?
Według wyliczeń Jato Dynamics średnia cena detaliczna chińskiego samochodu elektrycznego oferowanego na starym kontynencie jest niższa o ok. 29 proc. od europejskiego odpowiednika. W Wielkiej Brytanii to nawet 38 proc. Jak to możliwe? Wszystko dzięki niższym kosztom wytwarzania aut w Chinach oraz wsparciu produkcji i dopłat, jakie Chińczycy fundują rodzimym państwowym gigantom motoryzacyjnym.
O ile Renault Megane E-Tech czy Volkswagen ID.3 kosztuje w Europie około 45 tys. euro, tak ich chiński odpowiednik MG model 4 (tak, tak, to ta sama legendarna brytyjska marka, która kupiona została przez Chińczyków w 2006 roku i jeszcze nie dotarła do Polski) kosztuje już 35 tys. euro.
W Polsce tego nie widzimy
Elektryczna Kia Niro wyceniona jest w Europie na ok. 48 tys. euro, a jej chiński odpowiednik, czyli Byd Atto 3, mniej niż 43 tys. euro. Podobna sytuacja dotyczy wszystkich segmentów, choć najwyraźniej jest to widoczne wśród aut popularnych.
W Polsce różnice w cenie nie są jednak tak duże jak na rynku skandynawskim, niemieckim, czy holenderskim. Dlaczego? Bo tam elektromobilność zabrnęła znacznie dalej i oferta chińskich samochodów jest zdecydowanie bogatsza. Dla nas wszystkie elektryki są po prostu drogie.
O ile w Polsce do wyboru mamy zaledwie kilka chińskich marek m.in. Seres, Maxus czy Skywell, w Europie Zachodniej swoje samochody oferuje kilkadziesiąt nieznanych u nas producentów z Państwa Środka. Ich jakość jest porównywalna lub nawet wyższa niż to, do czego przywykliśmy.
Byd, Omoda, MG, Nio, Hongqi, Zeekr, Lync&Co, Aiways, Lixiang, Leapmotor, Xpeng to samochody, które pod względem jakości, osiągów, a także wykonania niczym nie odbiegają od europejskich marek.
W końcu Chińczycy mieli dużo czasu na naukę. A czerpali ją od najlepszych (czyli europejskich) producentów, którzy wiele lat temu, chcąc zaistnieć na chińskim rynku ze swoimi produktami, zmuszeni byli dzielić się technologią i budować w chinach fabryki. Teraz sytuacja się odwróciła, jednak europejscy urzędnicy w imię wolnorynkowych zasad nie pomyśleli, by w jakiś sposób ochronić rodzimych producentów. Efekty widać gołym okiem.
Ile kosztuje elektryk w Polsce?
Dzisiaj najtańszym elektrykiem na naszym rynku jest Smart for Two. Niespełna 100 tys. zł to jednak za mało by marzyć o czteroosobowym samochodzie na prąd. Nieco większa Dacia Spring kosztuje już 106 tys. zł. Jednak to także za mało, by cieszyć się autem, o jako takim zasięgu, jako takiej jakości i jako takiej przestrzeni. Test wideo Dacii Spring możesz zobaczyć TUTAJ.
To może Fiat 5000e? Włoski elektryk to już wydatek 140 tys. zł. Jest co prawda czteroosobowy, jednak cały czas mówimy o samochodzie miejskim. Kompaktowy samochód elektryczny to wydatek przynajmniej 150 tys. zł. Nissan Leaf kosztuje 155 tys. zł, Hyundai Kona w wersji elektrycznej 177 tys. zł, a Opel eCorsa 174 tys. zł. Tańszych aut elektrycznych w Europie nie ma. Ba, najtańszy i najmniejszy elektryczny Volkswagen, czyli model ID.3, to wydatek 194 tys. zł.