Czy rosnąca automatyzacja jazdy to ślepy zaułek dla ustawodawców i firm samochodowych oraz problem dla kierowców?

Systemy wspomagające kierowcę w czasie jazdy mogą zwiększać liczbę wypadków – uważa Norweski Zarząd Dróg. Poza tym to ślepy zaułek, w którym ustawodawcy chcą coraz większej automatyzacji jazdy, ale firmy samochodowe boją się wziąć za nią pełną odpowiedzialności.
System wspomagające kierowcę w czasie jazdy to chleb powszedni w nowych samochodach. Na dodatek działają one w coraz lepszy sposób, dzięki czemu wzbudzają coraz większe zaufanie.
Współczesne auta potrafią więc niemal bez udziału kierowcy poruszać się w korku i na autostradzie. Mogą same utrzymywać się na zadanym pasie ruchu, ostrzegać o samochodzie w martwym polu lusterek, a nawet są w stanie ominąć przeszkodę na poboczu drogi.
Automatycznie mogą działać w nich wycieraczki oraz światła. Te ostatnie w razie potrzeby są w stanie zmienić długość i kształt wiązki, aby zapewniać prowadzącemu jak najlepszą widoczność i nie oślepiać innych.
Systemy wspomagające kierowcę rodzą nowe problemy?
„Rozwój ten daje nam wiele możliwości, ale w dłuższej perspektywie może rodzić także nowe problemy. Ponieważ samochody zapewniają kierowcy większą pomoc w prowadzeniu, staje się on bierny i może stopniowo tracić umiejętności” – wyjaśnia Stein-Helge Mundal, pracująca nad przepisami dotyczącymi homologacji pojazdów w Norweskim Zarządzie Dróg.
Obecnie międzynarodowe grupy robocze w ONZ i Unii Europejskiej debatują nad wymaganiami technicznych dla pojazdów i systemów wspomagania. W pracach biorą udział również firmy samochodowe oraz dostawcy. Celem jest stworzenie ram regulacyjnych dla funkcji, które w jeszcze większym stopniu mają przejąć rolę kierowcy.
„W ciągu ostatnich trzech lat przemysł samochodowy był zajęty uzyskaniem bardziej swobodnych przepisów dotyczących systemów wspomagania kierowcy. Wspierają one kierowcę w prowadzeniu pojazdu, ale to kierowca ponosi pełną odpowiedzialność” – dodaje Mundal.
Może to oznaczać, że firmy nadal nie do końca ufają technologii autonomicznej. Drugim powodem może być fakt, iż opracowanie systemu, który będzie w stanie przejąć zadania i obowiązki kierowcy na wyższym poziomie automatyzacji może być zbyt kosztowne.
Kierowca musi brać udział w prowadzeniu
„Obawiamy się, że kierowcy samochodów osobowych mogą popaść w zbytnią apatię i stopniowo tracić zdolność przejmowania kontroli w sytuacjach krytycznych, gdy w praktyce samochód niemal większość pracy wykonuje sam. Aby kierowca był bystry, konieczne jest, żeby w pewnym stopniu brał udział w prowadzeniu pojazdu” – kontynuuje Mundal.
Norweski Zarząd Dróg chce to wymusić wprowadzając monitorowanie kierowcy przez specjalny system. Jego zadaniem będzie przywołanie go do porządku poprzez konieczność położenia rąk na kierownicy lub skierowanie wzroku na drogę.
„Ta technologia nie została jeszcze dobrze przetestowana i nie mamy dużej wiedzy, jak będzie działać. Uważamy również, że różne alerty mogą rozpraszać kierowcę” – mówi Mundal.
Istnieje zatem ryzyko, że oczekiwane korzyści płynące z coraz bardziej zaawansowanych systemów wspomagania kierowcy mogą zostać przyćmione przez negatywne skutki. To stopniowe tracenie zdolności prowadzenia auta oraz większa liczba ofiar wypadków.
Norwegowie uważają, że może to prowadzić również do spowolnienia inwestycji w pojazdy na wyższych poziomach jazdy autonomicznej (3-5). Stosowane obecnie systemy są prostszym rozwiązaniem, a jeśli dojdzie do wypadku – odpowiedzialność leży po stronie prowadzącego.
Systemy wspomagające kierowcę: Norwegowie chcą ograniczeń
Poza tym Norwegowie są sceptyczni wobec systemów wspomagania, w których kierowca nie musi trzymać rąk na kierownicy. „Zaproponowaliśmy również, aby automatyczna kontrola prędkości, utrzymanie pasa ruchu i zmiana pasa nie mogły być ustawiane na prędkość wyższą niż dozwolona w mieście. Jak dotąd nie otrzymaliśmy wsparcia w tym zakresie od żadnego z pozostałych krajów” – kończy Mundal.
Trzeba pamiętać, że wymagane przez przepisy funkcje hamowania awaryjnego mogą drastycznie zmniejszyć ryzyko wypadków oraz liczbę ofiar. Ostatnio jednak pojawia się krytyka, że zbyt dużo ostrzeżeń i alarmów powoduje, iż kierowcy coraz częściej wyłączają asystentów.
A wtedy stają się oni całkowicie bezużyteczni.