Elektromobilność na zakręcie. Trudny 2025 r., sprzeciw Włochów i twarde stanowisko UE
W Europie panuje coraz większe napięcie związane z elektromobilnością i koniecznością spełnienia przez producentów przyszłorocznych ograniczeń dotyczących emisji CO2. Szef Renault rysuje czarne wizje, Włosi dążą do przesunięcia wprowadzenie zakazu sprzedaży aut spalinowych, a komisarze europejscy za wszystko obwiniają… producentów samochodów.
Siłowe wprowadzanie technologii, która nadal nie jest doskonała, zaczyna odbijać się wszystkim czkawką. Volkswagen, m.in. w związku z ogromnymi inwestycjami w elektromobilność, popadł obecnie w tarapaty (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).
Kolejni wytwórcy samochodów mocno weryfikują swoje plany. Volvo, które do niedawna przyszłość widziało wyłącznie w autach elektrycznych, zapowiedziało, że w 2030 roku nadal chce sprzedawać modele spalinowe.
Ford bije się w pierś, Toyota zmniejszyła plany sprzedaży aut elektrycznych w 2026 roku o 0,5 mln egzemplarzy (do 1 mln). Z kolei Mercedes, Land Rover, Audi, Hyundai, Kia i inni wytwórcy zapowiedzieli intensywne prace nad hybrydami plug-in.
A jeszcze 3-4 lata temu wszystkie firmy były zgodne i przyszłość widziały w elektromobilności. Ba, niektórzy producenci mówili nawet o wstrzymaniu prac nad rozwojem silników spalinowych czy informowali, że obecna generacja takich jednostek będzie ich ostatnią.
Elektromobilność może nie pomóc
Ale teraz mamy rok 2024. Sprzedaż aut na prąd w Europie nie spełnia oczekiwań producentów. Do tego dochodzą chińscy wytwórcy, który zalewają Stary Kontynent „tanimi” autami, również elektrycznymi. Ludzie nadal nie są przekonani do samochodów na prąd, a niektóre z nich po roku użytkowania tracą nawet ponad 50% swojej wartości!
W 2025 roku na producentów rozleje się konieczność zmniejszenia emisji dwutlenku węgla na ich całą gamę ze 116 do 94 g/km. Jeśli nie spełnią tego celu, będą musieli płacić 95 euro za każdy gram powyżej normy razy liczba sprzedanych samochodów.
Pomóc im w spełnieniu nowych wymagań miały auta elektryczne. Tyle że klienci wciąż wolą samochody spalinowe. A to mocno komplikuje życie producentom i może narazić ich na ogromne kary.
„Jeśli sprzedaż aut na prąd w 2025 roku utrzyma się na obecnym poziomie, europejski przemysł będzie prawdopodobnie musiał zapłacić 15 miliardów euro kar lub zrezygnować z produkcji ponad 2,5 miliona pojazdów” – ostrzega Luca de Meo, szef Renault i Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA).
Jak powszechnie wiadomo, kar płacić nie chce nikt. Z kolei konieczność ograniczenia produkcji wiąże się z zamykaniem fabryk czy redukcją personelu. W związku z tym de Meo wzywa władze do zmiany przyszłych przepisów.
„Zwykłe ustalanie terminów i kar bez możliwości ich uelastycznienia jest bardzo niebezpieczne” – mówi Włoch
Elektromobilność na zakręcie
Nad producentami aut wisi widmo zakazu sprzedaży modeli spalinowych od 2035 roku. Ale w Europie znów rosną głosy krytyczne wobec tego terminu. Grzmi przede wszystkim włoski Minister Środowiska i Bezpieczeństwa Energetycznego, Gilberto Pichetto Fratina.
Według niego „zakaz musi zostać zmieniony, ponieważ ideologiczna wizja już zawiodła” – mówi na łamach Automotive News Europe. Ba, posuwa się nawet do stwierdzenia, że plan jest wręcz „absurdalny” i że Europa obecnie potrzebuje „pragmatycznych wizji”.
Włoscy urzędnicy chcą, aby weryfikację dotychczasowych postępów wdrażania elektromobilności i przyszłości aut spalinowych przeprowadzić przed planowanym terminem. Czyli nie w 2026 roku, a już na początku przyszłego roku. „Inaczej europejski przemysł motoryzacyjny może się załamać” – dodaje minister Adolfo Urso.
Premier Giorgia Meloni uważa, że członkowie państw Unii Europejskiej muszą mieć większą swobodę w osiąganiu celów dekarbonizacji. Przejście na samochody elektryczne powinno następować stopniowo i odbywać się w miarę poprawy ich parametrów.
Winni są producenci?
Ale wygląda na to, że przedstawiciele Unii Europejskiej nie chcą słyszeć o jakichkolwiek zmianach. Thierry Breton – komisarz ds. rynku wewnętrznego i przemysłu – winę za zbyt wolne wdrażanie elektromobilności zrzuca na… producentów samochodów (TUTAJ przeczytasz o tym, co Rosjanie uważają, na temat chińskich aut).
W wywiadzie dla gazety Handelsblatt podkreśla nieudolność producentów ze Starego Kontynentu w przekonywaniu klientów do przechodzenia na auta elektryczne. Breton uważa, że powinni oni podkreślać zalety tych aut i rozwiewać obawy o ich zasięg.
Zdaniem francuskiego polityka konieczne jest „utrzymywanie i zachowanie naszego doświadczenia, naszej innowacyjności i konkurencyjności”. Tyle tylko, że obecnie europejski przemysł motoryzacyjny znajduje się w niekorzystnej sytuacji, w szczególności względem Chin.
I nie ma w tym nic dziwnego. Państwo Środka dysponuje dostępem do taniej siły roboczej, taniej energii, ale przede wszystkim to ono rozdaje karty w temacie materiałów niezbędnych do produkcji baterii do elektryków (TUTAJ przeczytasz o spadku zasięgu zimą w elektrykach).
Breton ewidentnie nie chce tego zauważać, winą za zbyt wolne wprowadzanie elektromobilności obarczając przedstawicieli europejskich firm samochodowych.
Elektromobilność: spadek udziału
Zgodnie z danymi Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów popyt na auta elektryczne w wielu krajach obecnie spada. W ciągu pierwszych 6 miesięcy tego roku ich udział w rynku wyniósł 12,5%.
To o 0,4% mniej niż w tym samym okresie 2025 roku. Ludzie nadal nie są przekonani do samochodów na prąd z wielu powodów. Najważniejsze obawy, poza ceną zakupu, dotyczą żywotności baterii (szczególnie przy zakupie auta z drugiej ręki), zasięgu, a także możliwości ładowania takich aut.
Każdy właściciel elektryka przyzna, że aby z samochodem na prąd w miarę łatwo żyć, należy mieć dostęp do własnego punktu ładowania. A z tym, szczególnie w przypadku osób mieszkających w blokach, jest jednak ogromny problem.
I długo się to nie zmieni.