6 czerwca 2024

Świetny I kwartał chińskich elektryków w Europie, choć z pewnym ale

Xpeng G9

Samochody elektryczne z Państwa Środka radzą sobie coraz lepiej w Europie. W I kwartale 2024 roku ich sprzedaż względem tego samego okresu poprzedniego roku wzrosła o 23%. Ale z Chin nie oznacza „chiński”, a spodziewane karne cła mogą zaszkodzić głównie… Europie.

Chińskie firmy samochodowe w Europie nie radzą sobie najlepiej. Poza MG, które w pierwszym kwartale tego roku na swoje auta znalazło 58 524 nabywców, reszta „nie wyszła” z 10 000 szt.

Za to w przypadku samochodów elektrycznych z Chin powoli można mówić o sukcesie. Otóż ich sprzedaż od stycznia do kwietnia względem tego samego okresu 2023 roku wzrosła o 23%. Łącznie skusiło się na nie 119 300 klientów.

Elektryki z Chin, ale nie chińskie

Zgodnie z raportem Schimdt Autmotive Research, analizującym sprzedaż pojazdów akumulatorów na Starym Kontynencie, mniej więcej co 5 elektryk zakupiony w I kwartale tego roku pochodził z Chin.

Ale jest w tym pewien kruczek. Otóż zachodnie i japońskie marki produkujące swoje auta w Państwie Środka, w tym Tesla, Renault i Honda, odpowiadały za 54% rejestracji. Reszta trafiła do chińskich firm, w tym do MG i BYD-a (TUTAJ przeczytasz test MG ZS-a).

Obecnie produkcja aut w Chinach kosztuje zdecydowanie mniej niż w Europie. Stąd firmy ze Starego Kontynentu, jak np. Renault, wytwarzają tam swoje samochody, a potem importują do Europy.

Analitycy UBS w ubiegłym roku oszacowali, że chiński BYD, który rzekomo jest wyjątkowo mocno wspierany przez rząd w Pekinie, ma aż o 25% niższe koszty produkcji niż europejscy wytwórcy.

Decyzja na temat ceł w późniejszym terminie

Kraje Unii Europejskiej są obecnie rynkiem preferowanym przez chińskie firmy choćby ze względu na jedynie 10-procentowe opłaty celne. Ale wkrótce może się to zmienić. Decyzja na temat nałożenia dodatkowej daniny miała nastąpić na początku czerwca. Komisja Europejska, ze względu na wybory do europarlamentu, przesunęła ją na później.

Tymczasem Bruksela kończy dochodzenie w sprawie ewentualnej pomocy Pekinu, udzielanej chińskim producentom aut elektrycznych. Termin ogłoszenia jego wyników przypada na 4 lipca (TUTAJ poznasz druzgocący raport na temat wsparcia ze strony chińskiego rządu).

Szefowie wiodących koncernów samochodowych – od Tesli przez Mercedesa po Volkswagena – krytycznie odnieśli się do planu nałożenia ceł na samochody produkowane w Chinach. Obawiają się szkodliwego odwetu ze strony Pekinu. Jeśli by do niego doszło, szczególnie mocno odbiłoby się to na BMW, Mercedesie i Volkswagenie.

Oliwy do ognia dodaje fakt, że w maju Stany Zjednoczone ogłosiły podniesienie ceł na chińskie samochody z dotychczasowych 25 do 100%.

Musi być kompromis?

Obecnie nie ma konkretnych informacji na temat tego, o ile w Europie mogłoby wzrosnąć cło na samochody z Chin. Nawet jeśli śledztwo wykaże dotacje Pekinu dla tamtejszych firm samochodowych, a na 99% tak się stanie, najlepszym rozwiązaniem będzie... kompromis.

Bez dwóch zdań, Komisja Europejska musi być bardziej ostrożna niż rząd Stanów Zjednoczonych. Niewielki wzrost cła nie powinien zagrozić relacjom z Chinami, jednak pójście torem wyznaczonym przez USA z pewnością odbiłoby się Staremu Kontynentowi czkawką.

Pekin mógłby również odpowiedzieć podniesieniem ceł. Dodatkowo wprowadziłby podwyżki cen na ważne materiały i komponenty do produkcji aut na prąd lub po prostu zamroził ich dostawy.

Niezależnie od tego, chińskie samochody i tak byłyby dostępne w Europie. Zgodnie z raportem Reutersa, producenci z Państwa Środka obecnie nie zaniżają, a wręcz mocno podnoszą ceny swoich aut, aby zmaksymalizować zyski.

Mogą sobie na to pozwolić nawet, jeśli doliczymy do nich koszty transportu i inne opłaty. Dzieje się tak, ponieważ wielu wytwórców z Państwa Środka zoptymalizowało koszty produkcji dla całego łańcucha dostaw. Ba, niektóre firmy, jak np. BYD, same wytwarzają akumulatory trakcyjne oraz większość komponentów niezbędnych w samochodach.

Poza tym koszty pracy czy energii są tam zdecydowanie niższe niż w Europie.