Francuzi chcą nałożenia kolejnych ceł na chińskie auta. Bruksela i Berlin są temu przeciwne. Dlaczego?
Chińskie auta elektryczne coraz lepiej radzą sobie na Starym Kontynencie. A to powoduje rosnące obawy dotyczące europejskiego przemysłu samochodowego. W tej sprawie głos zabrał ostatnio m.in. Emmanuel Macron – prezydent Francji.
Chińskie auta coraz mocniej zaznaczają swoją obecność na świecie. Przykład to choćby Tajlandia, gdzie ich udział w rynku pojazdów osobowych zwiększył się z 9,39% w 2022 roku do 15,34% w pierwszej połowie bieżącego roku.
Na rynku europejskim Chińczycy również zgarniają coraz większy kawałek rynkowego tortu. O ile w 2021 roku mieli 0,67% udziału, o tyle w pierwszej połowie bieżącego roku było to 2,37%. Stary Kontynent stanowi dla Chińczyków największe wyzwanie – konkurencja jest tutaj niezwykle silna, a wymagania klientów ogromne.
Jeśli Chiny zdobędą w Europie mocną pozycję, otworzy to wytwórcom z Państwa Środka drogę do całego świata.
Chińskie auta: Francuzi biją na alarm
Rosnąca pozycja chińskich producentów samochodów nie przeszła bez echa w Brukseli. Politycy widzą w tym zagrożenie dla europejskich firm motoryzacyjnych. Zaniepokojeni są w szczególności Francuzi, którzy chcą, aby przewodnicząca Komisji Europejskiej – Ursula von der Leyen – zaczęła rozpatrywać rozwiązania antydumpingowe.
Oponuje za tym przede wszystkim Thierry Breton – francuski członek KE – od miesięcy naciskający Brukselę na podjęcie działań. W efekcie wywołuje to rosnącą irytację – nie tylko w Komisji Europejskiej, ale również w Berlinie.
Jak donosi magazyn Politico, Emmanuel Macron chce nakładania kolejnych ceł (obecnie to 10%) na samochody sprowadzane z Chin. W opozycji do niego są Niemcy, którzy obawiają się ewentualnych konsekwencji dla własnego sektora motoryzacyjnego.
Dlaczego? Pekin na taki krok mógłby bowiem zareagować wojną handlową. W rezultacie miałoby to negatywny wpływ dla całego europejskiego sektora motoryzacyjnego, a w szczególności Niemiec, których wytwórcy mają obecnie silną pozycję w Chinach.
Obawy Berlina podziela m.in. Bruksela. Francuzi jednak nie mają zamiaru odpuszczać.
Tarcia Francji z Chinami
„Francja śpiewa i tańczy o niczym. To tylko fikcja, bo nikt nie chce wojny handlowej z Chinami, ponieważ spowodowałaby ona wysadzenie Volkswagena w powietrze” – wyjaśnia na łamach Politico menadżer z branży motoryzacyjnej, który prosi o zachowanie anonimowości.
Również inne głosy podkreślają sceptyczne nastawianie do wprowadzania barier celnych. Poza aspektami czysto politycznymi i gospodarczymi, istnieją również pewne przeszkody techniczne.
Aby wszcząć dochodzenie antydumpingowe, Bruksela musi najpierw otrzymać formalną skargę. W następnym kroku należy ustalić, czy chińskie auta są w rzeczywistości sprzedawane w Europie po cenie niższej niż w macierzystym kraju.
Absolutna dominacja Chin?
Problem rosnącej dominacji Chin w przemyśle motoryzacyjnym odnotowuje się ostatnio coraz częściej. Niedawno odniósł się do tego niemiecki gigant ubezpieczeniowy Allianz. Według niego pozycja rynkowa chińskich producentów samochodów elektrycznych na Starym Kontynencie już zaczyna stanowić zagrożenie dla przyszłości europejskich koncernów motoryzacyjnych.
Ekspansja Chińczyków może kosztować miejscowych wytwórców nawet 7 mld euro rocznie do 2030 roku. Allianz w swoim raporcie wskazuje, że europejskim firmom z powodu coraz większej obecności chińskich marek grozi też załamanie sprzedaży.
Konsekwencją tego w dłuższej perspektywie może być wyraźny spadek produkcji, a tym samym – utrata miejsc pracy. Tym bardziej że 4 na 5 sprzedawanych obecnie samochodów na rynku Starego Kontynentu zmontowano właśnie tutaj.
Chińskie auta: stanowisko szefa Stellantisa
Wcześniej temat Chin poruszał choćby szef koncernu Stellantis – Carlos Tavares.. „Regulacje w Europie powodują, że elektryki produkowane tutaj są o około 40% droższe niż porównywalne pojazdy wytwarzane w Chinach” – twierdził Tavares.
„Jeśli Unia Europejska nie zmieni obecnej sytuacji, przemysł motoryzacyjny regionu spotka ten sam los, co europejski przemysł paneli słonecznych [obecnie wytwarza jedynie 2% światowej produkcji]. To bardzo ponury scenariusz. Ale tak nie musi być” – dodaje szef Stellantisa.
Z kolei według przedstawicieli jednego z dostawców podzespołów motoryzacyjnych – Forvii, którą niedawno przejęła Hellę – koszt wytworzenia pojedynczego elektryka w Chinach jest znacznie niższy niż w Europie. Średnio wynosi bowiem około 10 000 euro mniej.
„Ta rozbieżność cenowa prowadzi do bardziej niebezpiecznej sytuacji dla Europy niż dla Stanów Zjednoczonych, gdzie chińskie auta podlegają wysokim cłom” – twierdzi Patrick Koller, dyrektor generalny Forvii.
Czy świat może wyprodukować elektryczne auto bez udziału Chin?
Kroplą, która przelewa czarę jest również fakt, że obecnie jest praktycznie niewykonalne wyprodukowanie samochodu elektrycznego bez udziału Chin. Na dodatek, polityka Unii Europejskiej narzucająca od 2035 roku sprzedaż wyłącznie aut elektrycznych (z drobnymi wyjątkami), to woda na młyn dla Pekinu.
Szeroko o tej zależności jakiś czas temu pisał The New York Times w artykule „Czy świat może wyprodukować akumulator do samochodu elektrycznego bez Chin?”. Kończył się on stwierdzeniem, że jest „prawie niemożliwe, aby jakikolwiek inny kraj stał się samowystarczalny w łańcuchu dostaw baterii”.
Z kolei Scott Kennedy – starszy doradca w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych – uważa, że „nie ma opcji, aby ktokolwiek odniósł sukces w dziedzinie pojazdów elektrycznych bez współpracy z Chinami, bezpośrednio lub pośrednio”.