7 stycznia 2024

Jak walczyć z „dzikim” parkowaniem?

parking podziemny
Zdjęcie: Pixabay

Podpowiadamy jak szybko i skutecznie rozwiązać problem obcych kierowców okupujących parkingi i osiedlowe uliczki.

Wolne miejsca parkingowe są zwykle deficytowe, co oznacza, że wielu kierowców parkuje w miejscach, gdzie pozostawienie pojazdu utrudnia ruch lub też zajmują cudze miejsca. Nic więc dziwnego, że właściciele parkingów starają się walczyć z tzw. dzikim parkowaniem.

Szlaban jest jednym z najskuteczniejszych sposobów ograniczania dostępu do parkowania na prywatnym terenie przez osoby niebędące mieszkańcami danego osiedla. Takie osoby po prostu nie wjadą (brak pilota) lub nie zostaną wpuszczone przez ochronę.

Znak na dzikie parkowanie

Na niektórych osiedlach zamiast tego można spotkać znak zakazu postoju z tabliczką „Nie dotyczy mieszkańców”. Zarządcy terenu zapominają, że zgodnie z przepisami nie można stosować pod znakami tabliczek o zbyt ogólnej treści. Straż miejska czy policja będzie miała problem z określeniem, kto jest mieszkańcem, a kto nie. Parkować może więc każdy. 

Alternatywą może być znak „Zakazu postoju” z tabliczką „Nie dotyczy posiadaczy identyfikatorów”. W takim przypadku wezwana straż miejska może interweniować wobec kierowcy, który złamał zakaz parkowania i nie posiada identyfikatora. 

Jedną z bardziej skomplikowanych metod jest wprowadzenie opłat za postój, zwykle dość wysokich, które mają odstraszyć niepożądanych gości. Oczywiście mieszkańcy osiedla są zwolnieni z tej opłaty. Metoda ta jest dość skuteczna. Jeśli kierowca nie zechce opłacić postoju, ochrona parkingu może skierować do policji wniosek o ukaranie kierowcy grzywną za wykroczenia (świadome parkowanie na płatnym parkingu bez zamiaru zapłaty). Ponadto zarządca terenu może żądać zapłaty za parkowanie, zwykle drogą sądową.

Jeśli ktoś parkuje poza miejscem postojowym, czym utrudnia ruch, rozwiązaniem jest ustawienie przez zarządców osiedla „Strefy zamieszkania”. W niej pozostawienie pojazdu w innym miejscu niż wyznaczone miejsce postojowe upoważnia straż miejską do wypisania mandatu. Użycie takiego znaku rozwiązuje problem blokowania chodników czy osiedlowych uliczek. Na wolnym miejscu postojowym może jednak zaparkować każdy.

Alternatywą może być również ustawienie przez zarządców klasycznego „Zakazu postoju” tuż przy wjeździe na parking. Choć wygląda to kuriozalnie, formalnie pozwala parkować tylko na miejscach postojowych. Jeśli znak nie przestraszy kierowców, wystarczy wezwać straż miejską lub policję, która ma prawo ukarać mandatem za postój poza parkingiem.

Skuteczna blokada

Gorzej, jeśli ktoś bezprawnie zajmuje prywatne miejsce postojowe. Pomimo przypisania konkretnym mieszkańcom, te miejsca bywają zajmowane przez kierowców spoza osiedla lub samych mieszkańców. Najskuteczniejszą bronią jest zamykany słupek parkingowy. W razie problemów, można wystąpić do wspólnoty o zamontowanie takiego urządzenia. Koszt najtańszej blokady to około 200 zł. Jeśli miejsce jest już zajęte, można domagać się przed sądem usunięcia pojazdu. W teorii powinno się to udać, ale w praktyce to prawdziwa droga przez mękę.

CZYTAJ TEŻ: Jak usunąć wrak pozostawiony na publicznym parkingu?

Niektóre wspólnoty mieszkaniowe stosują również zakładanie blokad na koła. Przed wjazdem na teren znajduje się tablica ostrzegająca o możliwości założenia blokady w przypadku parkowania niezgodnego z regulaminem (np. w niedozwolonym miejscu lub nie będąc mieszkańcem osiedla). Za zdjęcie blokady (zwykle przez ochronę) trzeba zapłacić nawet kilkaset złotych. Taka metoda jest nielegalna, ponieważ przepisy dają możliwość blokowania pojazdów tylko policjantom i strażnikom miejskim. Z drugiej jednak strony, nie ma przepisów, które pozwoliłyby karać za założenie blokady, i mundurowi nie chcą wnikać w spory (nakazać zdjąć blokadę). Kierowcy nie pozostaje nic innego jak zapłacić za zdjęcie blokady, a następnie przed sądem (pozew cywilny) domagać się zwrotu wszelkich poniesionych kosztów.