Kierowcy znaleźli proste sposoby na uniknięcie karnych opłat za postój

Korzystanie z teoretycznie bezpłatnego parkingu podczas zakupów może skończyć się wezwaniem do zapłaty. Jak się okazuje, kary nie zawsze są egzekwowane zgodnie z prawem. Oto jak właściciele aut w prosty sposób ich unikają.
Przed samoobsługowymi prywatnymi parkingami, np. przy galeriach handlowych, znajduje się zwykle szlaban. Ma to chronić parking przed „obcymi” i zapewnić wolne miejsca dla klientów. Otwiera się on automatycznie po pobraniu biletu, który jest rozliczany podczas wyjazdu. Zwykle przez określony czas postój jest zupełnie darmowy, a dopiero dłuższe pozostawienie pojazdu wiąże się z opłatami. Być może takie rozwiązanie nie jest zbyt wygodne, ale za to kierowcy nie grozi opłata karna za parkowanie, jeśli zapomnimy o bilecie.
Opłata karna za parkowanie – prywatne parkometry
Tymczasem popularne sieci dyskontów czy restauracji typu fast food coraz częściej ustawiają na swoich parkingach prywatne parkometry, obsługiwane przez inne firmy. Kupujący mogą zwykle parkować przez godzinę za darmo. Jest jednak warunek – trzeba pobrać bilet i umieścić go w widocznym miejscu w aucie.
Niestety, jeśli kierowca o tym zapomni, np. z powodu roztargnienia, czeka go opłata karna za parkowanie. Ta zwykle wynosi około 100 zł, ale może sięgać nawet 200 zł. Próby odwołania się do operatora parkingu nie zawsze przynoszą skutek. Często reklamacje są odrzucane lub wręcz utrudnia się ich złożenie. Nic dziwnego, że kierowcy stosują triki, które pozwalają uniknąć opłat.
Opłata karna za parkowanie – sprawdź, zanim zapłacisz
Wezwanie do zapłaty za brak biletu parkingowego zwykle znajduje się za wycieraczką pojazdu. W przypadku braku wpłaty znajduje się w nim „groźba” windykacji lub wpisu do rejestru dłużników. Z tego powodu niektórzy kierowcy po prostu płacą karę i zapominają o sprawie. Uwaga! Zdarzają się przypadki, kiedy oszuści podszywają się pod obsługę parkingu i zostawiają fałszywe wezwania z własnym numerem konta.
A co się stanie, jeśli ktoś zignoruje karę i wyrzuci taki „mandat” do kosza?
Opłata karna za parkowanie – skomplikowana egzekucja
Firma, która wystawiła wezwanie do zapłaty, ma prawo wystąpić o dane właściciela auta z Centralnej Ewidencji Pojazdów. To jednak nie wystarcza, aby legalnie ścigać „dłużnika”. Dlaczego?
W odróżnieniu od opłaty karnej z miejskiej strefy płatnego parkowania, ta musi być nałożona na kierowcę, a nie właściciela pojazdu. Póki ten nie zostanie ustalony, firma nie może nic zrobić. Aby obejść ten problem, firma obsługująca parking wysyła na adres właściciela pojazdu wezwanie do zapłaty oraz formularz reklamacyjny.
Podczas składania odwołania należy podać dane osoby, która nie pobrała biletu. Bez tych informacji dalsza egzekucja, a nawet wpisanie do rejestru dłużników, są nielegalne. W efekcie brak odpowiedzi zazwyczaj zamyka sprawę.
CZYTAJ TEŻ: Kara za brak biletu parkingowego – nie odwołasz się
Opłata karna za parkowanie – możliwy sąd
Zdarza się jednak, że sprawa trafia do sądu. W takim przypadku, zanim roszczenie zostanie uznane, trzeba ustalić, kto faktycznie parkował w danym miejscu. Jednak i na to kierowcy znaleźli sposób.
Podobnie jak w przypadku mandatów wystawianych na podstawie fotoradarów, właściciel auta może nie pamiętać, komu powierzył swój pojazd. Jest to logiczne, ponieważ często mija wiele miesięcy, zanim sąd zajmie się sprawą. Jeśli więc kierowca zasłoni się lukami w pamięci, może pozostać bezkarny.