Krzysztof Skiba: polska jazda
Polscy kierowcy mają we krwi kawaleryjski styl. Czyli na łeb i na szyję, z fantazją i zwykle z mandatem za przekraczanie prędkości. Badania wykazują, że kawaleryjską jazdę na szosie preferują u nas panowie. Mylą drogę do domu z polem bitwy. Panie statystycznie jeżdżą bardziej bezpiecznie i zachowawczo, choć to się zmienia.
Kobieta na kierowniczym stanowisku, w dobrym aucie, potrafi tak czasem przyspieszyć jak Lewis Hamilton na prostej. Panie dają silnikowi po garach szczególnie wówczas, gdy jadą bez dzieci i w ważnej sprawie. Na przykład do fryzjera czy kosmetyczki.
Do grzechów głównych polskich kierowców zalicza się powszechnie jazdę na zderzak, wyprzedzanie na trzeciego, poganianie światłami czy brak umiejętności jazdy w korku. Jazdę na suwak propagował Sobiesław Zasada już w latach 70. i po blisko pięćdziesięciu latach są wyniki. Wreszcie się udało, podobnie jak z korytarzem życia. Grecy i Turcy nadal się uczą.
Ale np. taką jazdę w korku, opanowali dobrze tylko mieszkańcy Warszawy. Sporo mówi się złego o kierowcach ze stolicy, ale trzeba przyznać, że jazdę w dżungli miejskiej oswoili jak husaria konie. Gdy dasz sygnał, że chcesz zmienić pas ruchu, to w grodzie Syrenki, prawie każdy cię wpuści. W pozostałej części Polski, nie jest to już takie oczywiste. Będą w korku walczyć o te swoje trzy metry i nie dadzą przejechać. W myśl filozofii „Co się pchasz?” oraz zasady: moje auto, to moja barykada.
Wielce irytujące jest miganie światłami w celu zmuszenia wolniej jadącego od nas auta do zjechania z „naszego” pasa. Tego typu praktyki nie są znane w cywilizowanych krajach, ale u nas stanowią dla wielu furiatów podstawę frajdy z jazdy. Szczególnie wkurzające jest to dla tych, którzy sami łamią przepisy. Jedziesz sobie autostradą 180 km/h (a przepisowo można 140) gdy tymczasem zawsze znajdzie się ważniak, który pruje 210 km/h i musisz mu ustąpić. Piana i wkurzenie na miarę przegranego meczu w ostatniej sekundzie.
I na końcu relikt przeszłości czyli sikanie w plenerze. W czasach PRL nie było tylu stacji benzynowych i toalet co dziś. Wyjście za potrzebą do lasku było jakoś uzasadnione. Niestety ten zwyczaj przetrwał mimo, że czystych kibli nie brakuje. Polak nie przejmuje się ani otoczeniem, ani innymi kierowcami, spuszcza gacie i robi radośnie swoje, aż słońce odbija się wesoło na pośladkach.
Jedyne, co naszych kierowców powstrzymuje przed załatwianiem się w przydrożnych krzakach, to zima. Latem sikający ponownie pojawią się na drogach niczym tirówki czy sprzedawcy jagód. Ten ludowy atawizm mamy po prostu we krwi. Przed stu laty, gdy chłop wychodził na pole, to też lubił, jak ciepły wiaterek smagał go po jajkach. Zwyczaj nie zginał, choć z furmanek dawno przesiedliśmy się na nowoczesne auta.
Krzysztof Skiba – autor piosenek, komik, felietonista, happener, wokalista rockowy, frontman zespołu Big Cyc z którym występuje od ponad 32 lat. Nagrał kilkanaście płyt i wystąpił w pond 600 programach telewizyjnych. Wielokrotnie nagradzany nie tylko przez policję drogową.