Lamborghini Countach. Legenda wraca.
Ktoś w Lamborghini chyba zwariował. Nie dość, że marka wskrzesiła legendarny model, to na dodatek zamiast napędu elektrycznego wykorzystała brudny, nieekologiczny, głośny i paliwożerny silnik spalinowy V12. Lamborghini Countach powrócił. I właśnie za to kochamy Lamborghini.
Ta wiadomość gruchnęła jak grom z jasnego nieba dość niespodziewanie. No bo jak to, Lamborghini Countach z V12 pod maską znowu będzie w sprzedaży? Owszem.
Niewielu wierzyło, że do tego dojście. Przecież wprowadzenie do oferty nowego modelu z silnikiem spalinowym i to w czasach rozpędzonej elektromobilności jest, delikatnie mówiąc niepoprawne politycznie. Na dodatek Lamborghini zapowiedziało już przejście na elektryczną stronę mocy i rezygnację z silników spalinowych w ogóle.
Tymczasem Lamborghini Countach po 50 latach powrócił. I to z wielkim przytupem, bo z legendarnym silnikiem V12. Owszem wzmocnionym jeszcze silnikiem elektrycznym, ale to V12 gra tutaj pierwsze skrzypce.
Mocarne V12
Choć Countach do seryjnej produkcji trafił w 1974 roku, prototyp zaprezentowano światu w 1971 roku. LP500, bo tak naprawdę nazywa się ten samochód, sugeruje, że pod maską, a raczej za plecami kierowcy wzdłużnie stoi 5-litrowy silnik w układzie V.
Tak było w pierwszych dwóch prototypach. Niestety kłopoty z silnikiem, a tak naprawę kłopoty z jego chłodzenie, sprawiły, że do Countacha trafił ostatecznie nieco mniejszy silnik i umieszczony poprzecznie, ale nadal V12, tylko o pojemności 3,9 litra i mocy 375 km osiąganych przy 8 tys. obr./min i 365 Nm.
Kto by się tam przejmował nieco mniejszym silnikiem, to w końcu Countach, czyli najbardziej odważnie zaprojektowany samochód sportowych tamtych czasów. Jeśli mówimy o klinowym kształcie nadwozia, to Countach jest tego emanacją.
Klin
Olbrzymie płaskie połacie błotników przenikają się z maską, linią szyb, a także tyłem samochodu. W tym aucie poza kołami nie znajdziecie ani jednej krągłości. Kolejne wcielenia Countacha traciły już na lekkości i finezji. Supersamochód, zamiast kontynuować nowatorskie podejście do motoryzacji, stawał się coraz bardziej plastikowy, karykaturalny i przesadzony. Widzieli to także klienci, którzy szturmem do salonów nie wchodzili.
Ostatecznie powstało tylko 2049 sztuk Laborghini Countach, co ma swoje dobre strony. Dzisiaj zdobycie któregokolwiek z nich o nie lada gratka, okupiona konkretną sumką. Jak już się jakiś pojawi, jego cena przekracza i to grubo cyfrę z sześcioma zerami.
Choć Countach wtedy sukcesem nie był, dzisiaj uznawany jest za najlepszy supersamochód lat 70. i 80. Dla samego Ferruccio Lamborghini także okazał się pechowy. Nie przyniósł pokładanych w nim nadziei, nie postawił oddziału firmy zajmującej się samochodami na nogi, dlatego w roku premiery Ferruccio zmuszony był sprzedać markę Lamborghini. Więcej pisaliśmy o tym TUTAJ
Countach II
Pierwsze zdjęcia, jakie trafiły do sieci, nie pozostawiają złudzeń. Nowy Lamborghini Countach bardzo mocno nawiązuje do swojego pierwowzoru. Jest niemalże tak samo wyciosany w stali, jak pierwszy. Pojawiają się nawet głosy, że za bardzo.
Ważniejsze pytanie, czy Countach LPI 800-4, bo tak nazywa się nowy model, trafi do produkcji. Plotki głoszą, że powstanie limitowana seria. I w zasadzie tyle. Danych co do silnika ani mocy na razie brak.
Można próbować rozszyfrować nazwę LPI 800-4, 800 KM i napęd na dwie osie. Kład napędowy najpewniej bazować będzie na tym z modelu Sian, czyli 6,5 litrowe V12 z układem mild hybrid.