Używane samochody elektryczne do 30 tys. zł – najlepsze modele na rynku

Najtańsze elektryki mają sporo zalet – na przykład taką, że są… tanie. Da się więc bez większego problemu w cenie do 30 tys. zł znaleźć coś, co zapewni zasięg wystarczający do codziennego „kręcenia się wokół komina”. Ale uwaga: niska cena czasami oznacza też problemy, których początkujący amator jazdy na prądzie może być nie do końca świadomy. Oto nasz ranking – poszukiwany jest najlepszy samochód elektryczny do 30 tys. zł.
Najlepszy samochód elektryczny do 30 tys. zł – co warto kupić
Niektórych to może zaskoczy, ale tak – da się. Zakup elektryka w tej kwocie jest możliwy, choć na pewno niełatwy. W chwili pisania artykułu (listopad 2024 r.) na OTOMOTO wystawiono ok. 200 BEV-ów w cenie do 30 tys. zł. Ale tylko część aut spełnia kluczowe warunki. Czyli: jest w całości, a do tego ma na pokładzie baterie.
Ale jak to – zapytacie – elektryk bez baterii? Tak, w tej kwocie to się zdarza. Głównie ze względu na to, że niektóre marki (np. Renault) swego czasu leasingowały ogniwa do swoich aut. A są też elektryki (także innych marek), które trafiają do Polski ze względu właśnie na problem z ogniwami lub ich brak. No dobrze, to jak w takich warunkach znaleźć najlepszy samochód elektryczny do 30 tys. zł? Podpowiadamy.
Po odsianiu rozbitków i ofert niekompletnych wciąż będzie w czym wybierać. Najłatwiej kupić m.in.: Renault Zoe i Fluence, Nissana Leafa, Fiata 500e (poprzednia generacja, sprzedawana oficjalnie tylko w USA) oraz coś z tercetu Mistubishi i-MiEV/Peugeot iOn/Citroen C-Zero. Poza tym trafia się też np. Kia Soul EV, trochę jest też Smartów Fortwo, a także zupełnych ciekawostek – np. Renault Twizy, Peugeot 106.
Czy warto kupić używany samochód elektryczny do 30 tys. zł?
Ogólne założenia i wytyczne co do zakupu elektryka za niewielkie pieniądze są dość proste. Przede wszystkim, musicie mieć świadomość tego, że zasięg w większości przypadków jakoś przesadnie duży nie będzie. Raz, ze względu na ograniczoną pojemność baterii aut z tego pułapu cenowego (przeważnie: 20-40 kWh). Dwa – ze względu na eksploatacyjną degradację ogniw (patrz też niżej – jak sprawdzić stan akumulatorów). Z czasem pojemność baterii spada – to fizyka, tego oszukać się nie da. A skoro spada pojemność ogniw, to spada i maksymalny możliwy zasięg. Nastawcie się więc na to, że jak kupicie coś, co na jednym ładowaniu robi te 100 km, to już będzie dobrze. Wszystko powyżej 150 km na jednym ładowaniu w aucie za 30 tys. zł to już natomiast prawdziwa rewelacja.
Choć zasięg może zniechęcać, to jednak taki elektryk wciąż ma swoje zalety. Np. zapewnia wygodę podczas załatwiania spraw „na mieście”, bo wciąż może korzystać z buspasów oraz bezpłatnego postoju w strefie płatnego parkowania. Nie wspominając już o bezterminowej możliwości wjechania do strefy czystego transportu.
Na co zwrócić uwagę przy zakupie samochodu elektrycznego do 30 tys. zł?
Podczas zakupu używanego auta elektrycznego na pewno musicie zwrócić uwagę na kilka typowych kwestii. O stanie ogniw jeszcze powiemy (zazwyczaj potrzebna będzie wizyta w serwisie i podpięcie sprzętu diagnostycznego, choć są wyjątki – np. Nissan Leaf na zegarach w przybliżeniu pokazuje stopień degradacji baterii), pora więc na dwie inne kluczowe sprawy.
Po pierwsze: lepiej unikać aut po (poważnych) szkodach. Po części dlatego, że samochód po „dzwonie” to zawsze pewne ryzyko, a tu dochodzą nam jeszcze kwestia naprawy i jak (nie)fachowo ją przeprowadzono. No i same ogniwa – czasem nawet z pozoru niewielka kolizja prowadzi do zwarcia i nieodwracalnego zużycia przynajmniej poszczególnych modułów akumulatora trakcyjnego. Kupowanie elektryka po powodzi/zalaniu też raczej trudno nazwać pomysłem wybitnie dobrym.
Samochód elektryczny do 30 tys. zł: pilnuj baterii
Po drugie: baterie trakcyjne nie lubią ani wysokich temperatur, ani długiej bezczynności przy niskim stanie naładowania. Jeśli dany egzemplarz najpierw długo stał i czekał na naprawę, a potem czekał na nowego właściciela, to może się zdarzyć i tak, że nie będzie już „czego zbierać”. Zwłaszcza jeśli w chwili wypadku akumulator był naładowany na mniej niż 20-30 proc. SOC (state of charge). Ostrożność zalecamy też w przypadku aut z wybitnie „gorącego” klimatu (np. Kalifornia, Hiszpania, południowe Włochy) – tu degradacja ogniw może być wyższa (mimo sprawnego układu chłodzenia ogniw), niż wskazywałby na to przebieg danego egzemplarza.
Poza tym – klasyka. Sprawdzamy zawieszenie, hamulce (w BEV-ach zużywają się zazwyczaj wolniej niż w autach spalinowych – rekuperacja), czy działa wyposażenie, czy nie świecą się na desce żadne niepokojące kontrolki. Często w elektrykach wymiany wymaga tradycyjny akumulator 12V, czasem psują się same silniki, falowniki, osprzęt – to jednak przypadki raczej sporadyczne.
Samochód elektryczny do 30 tys. zł – jakie są koszty eksploatacji?
Jednym zdaniem – zazwyczaj niskie. Zazwyczaj, czyli wtedy, gdy nie trzeba naprawiać ogniw, ani… kupować „dziwnych” opon. Część elektryków korzysta z nietypowych rozmiarów ogumienia. Czasem takie opony nie dość, że są kiepsko dostępne, to jak już się pojawią, to potrafią kosztować krocie. W kwocie do 30 tys. zł znajdziemy głównie niewielkie elektryki, które w mieście nie powinny zużywać więcej niż 15-18 kWh/100 km. Więc nawet przy względnie wysokich stawkach za 1 kWh ogólne koszty eksploatacji wciąż nie powinny być jakoś mocno obciążające dla przeciętnego domowego budżetu.
Zawsze można ratować się darmowymi stacjami ładowania – nie ma ich wiele, ale jeszcze się trafiają (np. przy supermarketach). I nawet jeśli będzie to punkt o niższej mocy (AC; prąd zmienny), to w przypadku ogniw 25-40 kWh czas ładowania do 80 proc. i tak nie powinien być przesadnie długi. Szybkie stacje ładowania (DC; prąd stały)? W przypadku wielu tańszych elektryków nie mają znaczenia, bo te auta często i tak nie obsługują takich parametrów. Choć np. Nissan Leaf – owszem. I to do 50 kW.
Samochód elektryczny do 30 tys. zł – gniazdo 230V czy wallbox?
Warto za to na pewno rozważyć montaż przydomowej ładowarki AC (wallbox). Oczywiście pod warunkiem, że instalacja w danym budynku spełnia określone parametry. Warto te pieniądze zainwestować – przyjmijmy że jest to od nieco ponad 2,5 do 10 tys. zł (zbyt wiele zmiennych, by szacować dokładniej). Bo ładowanie nawet niewielkich ogniw ze zwykłego gniazdka 230V nierzadko mija się z celem.
Koszty eksploatacji elektryka zależą też od tego, czy wybierzemy model popularny, dobrze zaopatrzony w części (np. Leaf, Zoe). Czy jednak coś bardziej egzotycznego – np. Fiat 500e w wersji USA. No bo tu – mimo iż z pozoru mamy do czynienia ze zwykłą „pięćsetką” – to różnic w stosunku do wersji produkowanej w Tychach jest więcej, niż mogłoby się wydawać, no i dotyczą także elementów blacharskich. Są serwisy w Polsce, które mają dostęp do tych części, ale ogólnie serwis takiego auta może wymagać nieco więcej zachodu.
Samochód elektryczny do 30 tys. zł – jaki jest stan baterii?
Na to pytanie odpowiedź jest tylko jedna: to zależy. Na dodatek od wielu czynników. Czyli głównie od mocy i liczby cykli ładowania, ale i od tego, czy dany egzemplarz uczestniczył w wypadku/kolizji. Jak wspominaliśmy powyżej, rozładowane ogniwa przeważnie kiepsko znoszą długi postój. I jeśli dany samochód długo czekał na naprawę, to kondycja baterii – nawet mimo niskiego deklarowanego przebiegu – może być już kiepska. Uwaga: czasem jest tak, że w dwóch autach z porównywalnym przebiegiem w jednym pojemność baterii spada ledwie o kilka procent, zaś w drugim ogniwa już ledwo zipią – pojemność poniżej 70 proc. wartości nominalnej.
Z grubsza parametry ogniw da się określić po naładowaniu ich do pełna. Wtedy porównujemy maksymalny zasięg deklarowany przez komputer pokładowy z tym, ile dany model powinien przejechać wtedy, gdy był względnie nowy. To jednak metoda obarczona sporym ryzykiem błędu. Koniecznie trzeba wziąć poprawkę m.in. na temperaturę otoczenia i nachylenie trasy oraz na to, czy zasięg spada w miarę proporcjonalnie do przejechanych kilometrów.
W przypadku wątpliwości na pewno warto zwrócić się do fachowca. Ten – o ile to możliwe – określi zużycie ogniw za pomocą specjalistycznego komputera diagnostycznego. Sprzętem dysponują niektóre serwisy ASO, ale przede wszystkim te specjalizujące się w elektrykach. Czasem wystarczy naprawa poszczególnych ogniw/modułów – taki zabieg pozwala przywrócić wysokie parametry baterii, a jest przy tym znacznie tańszy niż wymiana całego akumulatora trakcyjnego.
Możesz też zwrócić się do specjalistów – do każdego auta dostępnego na OTOMOTO możesz zamówić raport z inspekcji technicznej. Kliknij TUTAJ i dowiedz się więcej.
Najlepszy samochód elektryczny do 30 tys. zł
Pod lupę weźmiemy trzy polecane przez nas modele: Nissana Leafa I, Renault Zoe I oraz trojaczki Mitsubishi i-MiEV/Peugeot iOn/Citroen C-Zero – te ostatnie głównie ze względu na to, że mimo dość przeciętnych parametrów stanowią tani i prosty wstęp do świata elektryków.
Nissan Leaf I (2010-17) – używany samochód elektryczny do 30 tys. zł
Czy warto kupić japońskiego elektryka? Na pewno. Eksperci i mechanicy podkreślają, że to samochód popularny, dobrze zaopatrzony w części i przeważnie mało awaryjny. I tani w eksploatacji. Leaf pojawił się na rynku w 2010 r. (w Europie – od 2011 r.; w Polsce – od 2013 r.) i, w zależności od rocznika, różni się maksymalną pojemnością ogniw (24 lub 30 kWh). Moc to 109 KM, maksymalny moment – 254 Nm. Prędkość maksymalną ograniczono do nieco ponad 140 km/h, ale to akurat wielkiego znaczenia nie ma – zużycie energii jest wtedy tak wysokie, że mało kto się do takich wartości zbliża.
Nowe Leafy gwarantowały zasięg rzędu 160-200 km, dziś – gdy będzie to ponad 100-120 km – możemy mówić o dobrym wyniku. Ważne: w przybliżeniu stan degradacji ogniw pokazuje wskaźnik na zegarach – pod tym względem Leaf to jeden z chlubnych wyjątków. I jeśli nikt przy tym nie manipulował, to właśnie ów wskaźnik powinien decydować o tym, czy danego Leafa kupimy, czy jednak nie.
Wnętrze jest dość obszerne i wygodne, co z kolei sprawia, że Leafy często pracowały w przewozie osób/taxi – warto o tym pamiętać. Plastiki? Dość paskudne, ale umówmy się – to tani elektryk, a nie Mercedes klasy S. Pewien problem może stanowić złącze CHADeMO (do 50 kW!): mocne, ale na publicznych stacjach ładowania występuje już coraz rzadziej. Kwota do 30 tys. zł wystarczy zazwyczaj na egzemplarz z pierwszych lat produkcji.
Sprawdź w katalogu samochodów: Nissan Leaf I – dane techniczne
Renault Zoe Phase I (2012-19) – używany samochód elektryczny do 30 tys. zł
Tak jak wspomnieliśmy wyżej – w przypadku Zoe trafiają się dość często egzemplarze bez ogniw. Cena jest wtedy zachęcająca, ale sens zakupu takiego auta – średni. Zdobycie nawet używanej baterii trakcyjnej tanie nie będzie, poza tym części używane to zawsze pewne ryzyko. Niemniej do 30 tys. zł trafiają się też w miarę zadbane Zoe z bateriami. Tak jak w przypadku Leafa będą to głównie auta z pierwszych lat produkcji.
W Renault Zoe przed liftingiem (Phase I; czasem uznawana za osobną generację) stosowano silniki Continentala lub Renault, a maksymalna użyteczna pojemność ogniw wahała się od 22 do 41 kWh (52 kWh w wersji R110). Tak jak i w Leafie, nie ma co liczyć na wybitnie luksusowe wnętrze, ogólny komfort jazdy też jest chyba jednak nieco niższy niż w aucie z Japonii. Uwaga: bazowe silniki zapewniają takie sobie osiągi, zasięg w wersjach 22 i 23,3 kWh nie powalał już wtedy. Dziś, gdy wyciśniemy wartość rzędu 100 km, to będzie już bardzo dobrze.
Koszty eksploatacji są niskie także ze względu na częściowe pokrewieństwo techniczne z Clio IV. Typowe usterki? Czasem trochę „głupieje” elektronika, znane były przypadki wycieku płynu hamulcowego.
Sprawdź w katalogu samochodów: Renault Zoe – dane techniczne
Mitsubishi i-MiEV/Peugeot iOn/Citroen C-Zero – używany samochód elektryczny do 30 tys. zł
Największą zaletą tych aut – złośliwi nazywają je wyrobami samochodpododobnymi – jest cena. I tak, nawet za ok. 20 tys. zł da się kupić w miarę sensowny egzemplarz, który w sprzyjających warunkach przejedzie nawet 70-80 km na jednym ładowaniu. Zasięg nowych egzemplarzy wynosił zazwyczaj ok. 120-130 km. Wady to m.in. niski komfort, ciasna kabina i nieprzesadnie wysoki poziom bezpieczeństwa.
Do napędu „trojaczków” przewidziano tylko jeden silnik o mocy 67 KM (180 lub 196 Nm maksymalnego momentu). Ogniwa: 14,5 lub 16 kWh, czyli tyle, ile dziś mają PHEV-y. Typowe usterki to – a jakże – degradacja akumulatorów (da się wymieniać pojedyncze moduły), początki korozji w podwoziu. Dość często kłopoty sprawia wentylacja (klimatyzacja), psuć mogą się pokładowe ładowarki. No i części zamienne nie leżą też na półce w każdej hurtowni.
Sprawdź w katalogu samochodów: Peugeot iOn – dane techniczne
Najlepszy używany samochód elektryczny do 30 tys. zł – pozostałe propozycje
Wśród innych elektryków do kupienia za ok. 30 tys. zł wyróżnia się m.in. Fiat 500e (wersja na USA produkowana w Meksyku) – tu uwaga jednak na ewentualne szkody (polecamy raport Carfax) i różnice w konstrukcji względem europejskiego Fiata 500. Przychylnym okiem spojrzeć można też m.in. na: Kię Soul EV, Renault Fluence Z.E., Smartta Fortwo, VW e-up!-a oraz Renault Kangoo Z.E.
Samochód elektryczny do 30 tys. zł – podsumowanie
Wybór tanich samochodów elektrycznych – czyli tych w kwocie do 30 tys. zł – jest zaskakująco duży. Zaskakująco dużo jest też aut rozbitych i niekompletnych, ale nawet po ich odsianiu będzie w czym wybierać – najlepszy samochód elektryczny w założonym budżecie to Nissan Leaf I. Lub Renault Zoe.
Ogólna zasada jest taka, że elektryk z tego pułapu jest wart tyle, co jego bateria trakcyjna. To najważniejszy element, od którego zaczynamy diagnostykę. Wszelkie nieprawidłowości stawiają zakup danego egzemplarza pod znakiem zapytania.
FAQ
Jakie są dodatkowe koszty związane z zakupem auta elektrycznego do 30 tys. zł?
Jeśli znajdziemy auto w dobrym stanie technicznym, to wyłącznie standardowe: rejestracja, ubezpieczenie. W przypadku aut z importu odpada akcyza.
Ile wynosi dopłata do elektryka?
Program dopłat do zakupu aut elektrycznych nazywa się „Mój elektryk”. Klienci indywidualni mogą ubiegać się o dofinansowanie w kwocie 18 750 zł, przy czym cena pojazdu nie może przekroczyć 225 000 zł. Dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny dotacja wzrasta do 27 000 zł, a limit ceny zakupu samochodu nie obowiązuje.
Czy do używanego elektryka jest dopłata?
Wiosną 2024 r. rząd zapowiadał, że dotacje mają objąć też auta używane. Wymogiem miał być maksymalny wiek samochodu – nie starszy niż 4 lata – oraz cena nieprzekraczająca 150 tys. zł. Przyszły właściciel miał liczyć na wsparcie w wysokości 30 000 zł. Dodatkowo kwota dofinansowania mogłaby wzrosnąć o 10 proc. jeśli właściciel przekazałby na demontaż swoje stare auto spalinowe, które posiadał przynajmniej przez 3 lata. Kolejne 10 proc. dofinansowania miało dotyczyć osób z dochodem nieprzekraczającym 135 000 zł.
Program jednak nie ruszył, a Jan Krzysztof Szyszko, wiceminister funduszy i polityki regionalnej, stwierdził w rozmowie z PAP, że „resort klimatu skłania się do ograniczenia dopłat do elektrycznych aut z drugiej ręki i koncentracji na dopłatach do aut nowych”.