Niemcy przeciwni karom za nieprzestrzeganie norm CO2. Proponują inne rozwiązanie
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz i minister gospodarki Robert Habeck są przeciwni nakładaniu kar dla producentów za nieprzestrzeganie limitów emisji dwutlenku węgla. Wypowiedź ta ma miejsce przed wprowadzeniem nowych zobowiązań od początku 2025 roku.
Od stycznia 2025 roku na producentów rozleje się konieczność znacznego obcięcia emisji dwutlenku węgla liczonej na całą flotę sprzedanych przez nich samochodów.
Ma ona zostać obniżona z obowiązujących obecnie 116 do 94 gram na 1 km. Czyli o 15%. Jeśli nie spełnią oni tego obowiązku, będą musieli płacić dotkliwe kary za CO2 w postaci 95 euro za każdy gram powyżej normy razy liczba sprzedanych samochodów.
Teoretycznie w obniżeniu zobowiązań miały pomóc samochody elektryczne. Choć obecnie ma miejsce pewne ożywienie na rynku, nie jest ono na tyle duże, aby firmy motoryzacyjne mogły spać spokojnie.
TUTAJ przeczytasz o spodziewanej wojnie rabatowej w 2025 roku.
Kary za CO2 niepotrzebne?
Na temat nowego rozporządzenia głos zabrał właśnie kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Według niego europejscy producenci aut nie powinni być karani, a pieniądze przeznaczone na ewentualne zobowiązania należy pozostawić firmom w celu unowocześnienia produkcji i dalszej transformacji.
„Pieniądze muszą pozostać w firmach, aby zmodernizować swój przemysł i własne operacje” – mówi Scholz na łamach Reutersa.
Po stronie producentów samochodów stanął również Robert Habeck – niemiecki minister gospodarki. Stwierdził on, że jest otwarty na tymczasowe zawieszenie kar, ponieważ wyznaczone cele są zbyt rygorystyczne.
Ale postawił jeden warunek. Firmy samochodowe muszą zrównoważyć swoje limity emisji dwutlenku węgla poprzez nie tyle spełnienie celów, a ich przekroczenie na lata 2026 i 2027. Według Habecka takie podejście zapewniłoby wytwórcom elastyczność i motywację do dalszych postępów w celu ochrony klimatu, ale bez konieczności płacenia wielomiliardowych kar.
„Jeśli sprzedaż aut na prąd w 2025 roku utrzyma się na obecnym poziomie, europejski przemysł będzie prawdopodobnie musiał zapłacić 15 miliardów euro kar lub zrezygnować z produkcji ponad 2,5 miliona pojazdów” – ostrzegał wcześniej Luca de Meo, szef Renault i Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA).
TUTAJ przeczytasz o tym, jak jeździ elektryczne Renault 5 E-Tech.
Kary za CO2: słaby popyt na elektryki
Szefowa Niemieckiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA) – Hildegarda Muller – zwróciła z kolei uwagę na rozbieżności dotyczące celów związanych z emisją CO2, a zachętami do wpierania sprzedaży aut na prąd.
Według niej z jednej strony mamy potężne inwestycje w elektromobilność. Do 2028 roku wyniosą one 410 mld euro, przeznaczone na badania i transformacje fabryk. Z drugiej strony obecnie popyt utrudniają wyzwania gospodarcze oraz słaba sprzedaż aut na prąd.
„Biorąc pod uwagę trudną sytuację gospodarczą, słaby popyt na elektromobilność i utrzymujące się nieodpowiednie warunki ramowe, w 2025 roku musimy uniknąć ciężaru ewentualnych kar” – twierdzi Muller.
Niemieckie ministerstwo środowiska pod koniec listopada oświadczyło, że zamierza przestrzegać unijnych limitów flotowych i celów klimatycznych w sektorze transportu. Jednocześnie uważa elastyczne podejście do harmonogramu płacenia kar finansowych za realne rozwiązanie. Szczególnie biorąc pod uwagę obecne wyzwania w branży motoryzacyjnej.
Ale ministerstwo środowiska nie jest za rezygnacją z celów. Dlaczego? Ponieważ podważałoby to pewność planowania wymaganą przez branżę i w niekorzystnej sytuacji postawiłoby producentów, którzy realizują cele.
TUTAJ przeczytasz megatest Volkswagena ID.7.
Kredyty na emisję CO2
Firmy motoryzacyjne od lat korzystają z oryginalnego sposobu na obniżenie CO2. To dzielenie się nadwyżkami wolnej emisji dwutlenku węgla z producentami, którzy znajdują się poniżej normy.
Tak robi choćby Tesla i zarabia na tym mnóstwo pieniędzy. Amerykański wytwórca w samym 2023 roku z tego tytułu wzbogacił się o 1,79 mld dolarów. Rok wcześniej było to 1,78 mld dolarów.
Na razie plany dotyczące unikania kar za CO2 zdradziło Suzuki. Ta japońska firma porzuciła w Europie Toyotę, od której do tej pory brała kredyty węglowe, na rzecz Volvo Cars. W ten sposób uniknie kary, jednak będzie musiało dać zarobić Szwedom.
Więcej producentów na razie nie uchyliło rąbka tajemnicy, ale mają na to czas do końca bieżącego roku. Zgodnie z raportem, opublikowanym przez Międzynarodową Radę ds. Czystego Transportu (ICCT), oczekuje się, że w przyszłym roku kilku producentów i jednocześnie konkurentów będzie dzielić się kredytami na emisję dwutlenku węgla.
I tak, Volkswagen połączy siły z Teslą. Zapewne swoje emisje z wykorzystaniem firmy Elona Muska będą obniżać również Mercedes i Stellantis. Z kolei Toyota podejmie współpracę z sojuszem Renault, Nissan, Mitsubishi (TUTAJ przeczytasz o kłopotach Nissana).
ICCT wskazuje, że Volvo Cars może zacząć zarabiać na kolejnym partnerze. Obok Suzuki wskazuje Forda, który niedawno ogłosił ograniczenie produkcji w swojej fabryce w Kolonii, gdzie powstają elektryczne Explorer i Capri.
BMW i Kia obejdą się bez pomocy innych.