17 kwietnia 2023

Norma Euro 7: Volkswagen wzywa do jej opóźnienia. Powód? Zbyt mało czasu na wprowadzenie modyfikacji, ale nie tylko

Volkswagen Tiguan

Niemiecki gigant apeluje o opóźnienie wprowadzenia w życie normy Euro 7. Wcześniej jej założenia krytykowali m.in. Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) i szef rady zakładowej Skody.

„Kariera” norm emisji spalin rozpoczęła się w 1992 roku. Wtedy to pojawiło się Euro 1, w którym po raz pierwszy ustawodawcy narzucili producentom samochodów redukcję zanieczyszczeń ze spalin.

Najnowsza norma Euro 7 ma wprowadzić szereg obostrzeń. Ba, po raz pierwszy obejmie ona nie tylko spaliny, wytwarzane przez silniki samochodów. Będzie dotyczyć również hamulców oraz opon (TUTAJ poznasz najbardziej zakorkowane miasta).

Norma Euro 6

Obecnie mamy normę Euro 6, wprowadzoną w 2014 roku rozporządzeniem Komisji Unii Europejskiej nr 459/2012[13]. Obejmuje ona pojazdy osobowe oraz użytkowe. Uchwalono ją w 2008 roku i zaktualizowano cztery lata później.

W jej ramach obniżono m.in. dopuszczalną zawartość tlenków azotu w spalinach do 400 mg/kWh, czyli o 80% względem Euro 5. Limity cząstek stałych z kolei zmniejszono o 66% – do poziomu 10 mg/kWh.

Po drodze Euro 6 modyfikowano w celu zmniejszenia dopuszczalnej emisji cząstek stałych. Najpierw wprowadzono Euro 6c (wrzesień 2019 r.), a później Euro 6d-Temp (tymczasowa – od września 2018 r.). Obecnie obowiązuje Euro 6d (styczeń 2021 r.), ale to się wkrótce zmieni.

Norma Euro 7: ambitne założenia

Norma Euro 7 ma na celu dalsze obniżenie zawartości szkodliwych substancji, uwalnianych ze spalin. Przykładowo, obecnie zawartość cząstek stałych (NOx) wynosi 60 mg/km w przypadku aut benzynowych i 80 mg/km dla silników wysokoprężnych. W ramach normy Euro 7 mają one wynieść 60 mg/km, niezależnie od rodzaju zastosowanej jednostki napędowej. Co więcej, wytyczne po raz pierwszy obejmują limity cząstek stałych z hamulców oraz przepisy dotyczące emisji mikrodrobin plastiku z opon.

Ale to nie wszystko. Ważną częścią Euro 7 są zmiany w procedurach testowych, mające utrudnić producentom życie. Rozszerzono bowiem warunki brzegowe testów. Przykładowo maksymalna temperatura otoczenia została zwiększona z 25 do 45 stopni Celsjusza, a wysokość (symulowane warunki) – z 1600 do 1800 m.

Poza tym podniesiono wymagania dotyczące tzw. trwałości emisji. W ramach obecnych wytycznych samochody muszą spełniać wymogi przez 100 000 km lub 5 lat użytkowania. Zgodnie z nowymi przepisami limity emisji Euro 7 musiałyby obowiązywać do 200 000 km lub przez 10 lat.

I jeszcze jedno – zarówno lekkie, jak i ciężkie pojazdy będą musiały zostać wyposażone w pokładowe systemy monitorowania emisji. Po co? Mają one być zdolne do wykrycia problemów ze spełnieniem założeń normy Euro 7 i wysyłania informacji o tym drogą radiową do określonych organów.

Norma Euro 7: Volkswagen chce opóźnić jej wprowadzenie

Zgodnie z rozporządzeniem UE norma Euro 7 ma wejść w życie 1 lipca 2025 roku dla nowych pojazdów lekkich (osobowych i dostawczych). Z kolei w przypadku aut ciężarowych ma zacząć obowiązywać 2 lata później. W tym celu ustawa musiałaby zostać uchwalona jeszcze w tym roku (TUTAJ przeczytasz o największych silnikach w europejskich autach).

Według Automotive News Europe Volkswagen robi wszystko, aby opóźnić jej wprowadzenie. Jego przedstawiciele jako bardziej realny termin do spełnienia wszystkich założeń Euro 7 wskazują uchwalenie ustawy w 2024 roku i wprowadzenie jej w życie w połowie 2026 roku.

Jeśli tak się nie stanie, niektóre fabryki niemieckiego giganta musiałyby wstrzymać produkcję – twierdzą przedstawiciele koncernu. Ale Volkswagen chce również, aby założenia dotyczące emisji z hamulców i opon zostały przesunięte na bliżej nieokreślony termin. W tym przypadku Niemcy wskazują na brak dostawców, których opony spełniałyby wymaganą przez Unię Europejską specyfikację.

Protestują również inni

Propozycji Komisji Europejskiej sprzeciwia się nie tylko Volkswagen. Krytycznie na jej temat wypowiedzieli się również przedstawiciel ACEA (Europejskiego Stowarzyszenia Producentów samochody ). „Korzyści dla środowiska wynikające z wniosku Komisji są bardzo ograniczone, podczas gdy znacznie zwiększa to koszt pojazdów. Euro 7 koncentruje się na ekstremalnych warunkach jazdy, które nie mają prawie żadnego znaczenia w prawdziwym życiu” – czytamy w ich oświadczeniu.

Swoje trzy grosze do batalii przeciwko Euro 7 wnieśli również Czesi. Szef rady zakładowej Skody – Jaroslav Powsik – przekonywał, że jej wprowadzenie może przekreślić produkcję Fabii, Scali i Kamiqa. Powód? W związku z koniecznymi modyfikacjami, ceny aut mogłyby wzrosnąć do tak absurdalnego powodu, że klienci nie byliby w stanie tego zaakceptować.

Na temat Euro 7 wypowiedział się również czeski minister transportu – Martin Kupka. Użył on nawet określenia, że nowe wymogi dotyczące samochodów mogą zaszkodzić środowisku! Według niego w mniej zamożnych krajach Unii Europejskiej prawdopodobnie doprowadzi to do starzenia się floty aut na ulicach. Dlatego Kupka domaga się przesunięcia rozpoczęcia obowiązywania normy Euro 7 co najmniej o 4 lata, czyli do 2029 roku (TUTAJ poznasz ekonomiczne auta do 30 tys. zł).

Co na to Unia Europejska?

Komisja Europejska upiera się, że koszty nie wzrosłyby do absurdalnego poziomu. Według niej samochody osobowe i dostawcze stałyby się droższe od 90 do 150 euro, natomiast ciężarowe – o około 2700(!) euro.

Ale zanim Euro 7 faktycznie wejdzie w życie, od 1 września 2023 roku zacznie obowiązywać rozwiązanie tymczasowe w postaci Euro 6e. Ma ono ponownie obniżyć zawartość szkodliwych substancji w spalinach.

I tak, tlenki azotu (NOx) mają spaść z 1,43 do 1,1, natomiast cząstki stałe (PN) – z 1,5 do 1,34. Powyższe wartości będą wymagane jednak dopiero rok później. Czyli od września 2024 roku.