Pół wieku pasji – od jednego Jelcza do placu pełnego nowoczesnych ciężarówek | Prawdziwe historie OTOMOTO
Ta opowieść zaczęła się w siermiężnej epoce PRL od jednej wywrotki marki Jelcz. I trwa nadal – trzy pokolenia później, rodzinny biznes kwitnie, choć świat zmienił się nie do poznania. Tak jak oblicza ciężarówek stojących dumnie na placu firmy Smuszkiewiczów.
Lata 70. XX wieku nie były łatwym czasem na prowadzenie biznesu. Choć wielu Polaków zapamiętało rządy Edwarda Gierka jako okres rozwoju gospodarczego związanego z największą w epoce PRL akcją industrializacji, to jednak szybko okazało się, że była ona oparta na chwiejnych podstawach.
Nie minęła nawet dekada, gdy zaczęły się pierwsze trudności. Ich punktem kulminacyjnym był rok 1979, kiedy kryzys ekonomiczny wybuchł z pełną silą. Traf chciał, że to właśnie wtedy wielka historia po raz pierwszy przecięła się z naszą opowieścią.
Jak wspomina Piotr Smuszkiewicz: „Biznes zaczął się po moim przejściu na prywaciznę, był to rok 1979. Zaczęliśmy od zakupu samochodu ciężarowego Jelcz. Potem zakupiliśmy następny i tak się tworzyła baza transportowa”.
Sztafeta pokoleń
Lata mijały, a wraz z rozwojem bazy transportowej Piotra Smuszkiewicza, powstawała też rodzinna firma. Był to proces tak naturalny, że początkowo mógł się wydawać wręcz niedostrzegalny.
Bo wszystko zaczęło się niepozornie, gdy Piotr zabierał do warsztatu Hanię, jedną ze swoich trzech córek. „Siedziała przy mnie, podawała mi klucze. Cieszyło, że takie małe dziecko idzie w takim kierunku. Ona kochała samochody „od maleńkości” – z sentymentem wspomina pan Piotr.
A prawdziwa miłość – jak wiadomo – nie przemija. Pomoc ojcu sprawiała Hani tak dużą przyjemność, że po latach przejęła wraz z mężem prowadzenie firmy. Był to rok 1997, a więc apogeum narodzin kapitalizmu w Polsce. Zaledwie kilka lat wcześniej wolny rynek zastąpił w naszym kraju gospodarkę centralnie planowaną. Te pionierskie czasy pełne były trudności, wyrzeczeń i poświęceń.
Jak dziś wspomina Hania, córka Piotra: „Pomagaliśmy rodzicom jak mogliśmy. Pracowaliśmy bardzo ciężko, na początku w ogóle nie mieliśmy urlopów”. Wtóruje jej mąż, Sławek: „Jak wyjeżdżałem w trasę w niedzielę, czasami wracałem dopiero w sobotę rano. Wtedy dzieciaki stęsknione przychodziły i czas, przez który byliśmy razem, się wykorzystywało”.
I w ten sposób historia zatoczyła koło, a do głosu doszło kolejne pokolenie. Martyna, wnuczka Piotra Smuszkiewicza, również ma swój udział w rozwoju firmy: „Jak coś potrzeba to przyjadę, pomogę” - deklaruje.
Historyczne zmiany
Jednak ta historia to coś więcej niż tylko opowieść o narodzinach i rozwoju firmy Smuszkiewiczów. To również soczewka skupiająca zmiany, jakie dokonały się na przestrzeni minionego półwiecza. Bo przecież otaczający nas świat wygląda już zupełnie inaczej.
Jelcz, od którego zaczęła się historia firmy Smuszkiewiczów, przy współczesnych ciężarówkach stojących na jej placu wygląda niczym relikt odległej przeszłości. Również realia prowadzenia biznesu zmieniły się w sposób diametralny. Gdyby ktoś w latach 70. XX wieku opisał dzisiejsze metody handlu samochodami, bez wątpienia zostałby okrzyknięty mianem wizjonera literatury science fiction.
Co celnie puentuje Sławek: „Kiedyś trzeba było zajechać na giełdę i klient też musiał na tę giełdę przyjechać. A dzisiaj każdy wie, że jak szuka samochodu ciężarowego to wejdzie na OTOMOTO i moment go ma”.