19 kwietnia 2024

„Politycy nie powinni zajmować się nazwami aut, a inwazją wytwórców z Chin” – uważa szef Alfy Romeo

Alfa Romeo MIlano
Zdjęcie: twitter.com/alfa_romeo

Kontrowersje wokół nazwy najnowszej Alfy Romeo nadal nie milkną. Po groźbach ze strony włoskiego ministra, przechrzczeniu Milano na Juniora, teraz szef Alfy Romeo wbija kij w mrowisko.

O tym, że mała Alfa Romeo ma się nazywać Milano dowiedzieliśmy się jeszcze w grudniu 2023 roku. Choć Włosi poinformowali o tym w mało wybredny sposób (TUTAJ dowiesz się więcej), wtedy żaden włoski polityk nie podniósł rabanu.

Stało się to dopiero po światowej premierze tego samochodu za sprawą ministra Adolfo Urso. Wytknął on, że Alfa Romeo złamała prawo, zgodnie z którym produkty o włoskich lub włosko brzmiących nazwach powinny być wytwarzane we Włoszech.

Ostatecznie nowy crossover tego producenta nie nazywa się już Milano, a Junior.

Imparato uważa, że prawdziwe problemy są gdzie indziej

„Zdecydowaliśmy się na zmianę nazwy, choć wiemy, że nie jesteśmy do tego zobowiązani, ponieważ chcemy zachować pozytywne emocje, jakie zawsze wzbudzały nasze produkty i uniknąć wszelkich kontrowersji” – informował o tym fakcie szef Alfy Romeo, Jean-Philippe Imparato.

Teraz, gdy kurz nieco opadł, dyrektor generalny włoskiej marki wzywa polityków do skupienia się na prawdziwych problemach. A tych upatruje nie w nazwach aut, lecz w inwazji chińskich firm motoryzacyjnych na Stary Kontynent.

„Europejscy politycy powinni zamartwiać się raczej ochroną miejsc pracy w przemyśle motoryzacyjnym, a nie nazwami samochodów” – twierdzi Imparato w rozmowie z brytyjskim magazynem Autocar.

Prawdziwym ryzykiem dla całej branży motoryzacyjnej w najbliższej przyszłości są Chińczycy. Obecnie sprzedaż samochodów z Państwa Środka nie jest jeszcze duża (TUTAJ przeczytasz o tym więcej), ale prawdziwe zagrożenie może nadejść, gdy auta temtejszych producentów zaczną powstawać w Europie.

„Kiedy widzisz, że MG wypuszcza w Hiszpanii samochód , który kosztuje 16 tys. euro, jestem pewien, że na każdym sprzedanym egzemplarzu ponosi ono stratę. Ale widocznie może sobie na to pozwolić” – mówi Imparato.

Szef Alfy Romeo przyznał też, że z przerażeniem patrzy, jak niemieckie firmy w Chinach produkują auta o 40% taniej niż w Europie. „Widząc takie rzeczy trzeba być nieugiętym w kwestii kosztów wytwarzania samochodów również na Starym Kontynencie” – dodaje Imparato.

Zauważył on, że w 2021 roku, gdy narodził się Stellantis, Alfa Romeo traciła „setki milionów euro”. Wyszła ona już na prostą i zaczęła przynosić zyski. m.in., dzięki temu w przyszłym roku Włosi pokażą zupełnie nową generację Stelvio, a w 2026 roku – również Giulii.

W obawie o miejsca pracy

Imparato wskazuje, że obecnie w europejskim sektorze motoryzacyjnym pracuje około 12 mln osób. „Za każdym razem, gdy wytwórcy spoza Starego Kontynentu zajmują 1% rynku, czyli sprzedają około 150 tys. aut, oznacza to niepewną przyszłość dla jednej fabryki samochodów” – dodaje szef Alfy Romeo.

„Jeśli jest to już 10%, wtedy musimy myśleć o 10 fabrykach. Możemy zmienić nazwę samochodu na inną, jak to było w przypadku Milano, ale nie ma to żadnego znaczenie. Znacznie ma każdy utracony procent rynku na rzecz wytwórców spoza Europy, ponieważ dotyczy ludzi, fabryk, dostawców” – mówi Imparato.

Alfa Romeo, choć wycofała się z nazwy Milano, ma ewidentny żal do włoskiego rządu. O zamieszaniu wokół tego faktu informowały praktycznie wszystkie media motoryzacyjne. Często w niezbyt pochlebnym tonie.

Z tego względu Włosi na platformie X opublikowali post, w którym widać mapę nawigacji. Zamiast nazwy Mediolan widnieje na niej… Junior.

Zdjęcie opatrzono podpisem: „Droga do domu. Droga do Alfy Romeo Junior”.