Seres 3 – Chiński elektryk oficjalnie w Polsce
Chińskie samochody nie mają renomy. Ci, którzy pamiętają jeszcze Landwinda, kiepsko wykonaną, pachnącą trampkami podróbkę terenówki, którą swego czasu można było oficjalnie kupić w Polsce, z pewnością szerokim łukiem obejdą salon chińskiej marki. Ale czasy się zmieniają i chińskie samochody również. Nie dość, że potrafią zachwycić designem, oprócz oczywiście tych perfidnych podróbek europejskich modeli, to na dodatek zaczynają być nieźle montowane przy użyciu niezłych materiałów.
Taką drogę przechodziły przecież swego czasu inne azjatyckie marki. Gdzie są dzisiaj? Wystarczy spojrzeć na jakość Kii czy Hyundaia, która w niczym nie odbiega, a nawet czasami przewyższa znanych, światowych producentów.
Skąd się wziął Seres
Seres to amerykańsko-chiński producent samochodów elektrycznych działający od 2016 roku. Technologia powstaje w dolinie krzemowej, samochody od 2019 roku w Chinach. Obecnie produkowany jest tylko jeden model – 3, ale dwa kolejne SF 5 i SF 7, pojawić się mają już niebawem.
Formalnie marka należy do chińskiego koncernu Chongqing Sokon Industry Group. W Polsce nie zamierza on jednak otwierać oficjalnych salonów, ba nie będzie nawet oficjalnego importera. Auta pojawią się nad Wisłą za sprawą litewskiej firmy Busnex, zajmującej się dystrybucją autobusów Yutong, która od sześciu miesięcy i jak twierdzi z powodzeniem, sprzedaje Seresy u siebie oraz m.in. w Norwegii, Niemczech, Holandii, Włoszech i Królestwie Niderlandów oraz Hiszpanii.
Model 3, ale nie Tesla
Seres 3 to pierwszy model chińskiej marki, który na rynku jest od trzech lat. To dobrze, bo przynajmniej wszystkie choroby wieku dziecięcego ma już za sobą. Co go wyróżnia? W zasadzie nic nadzwyczajnego. Auto ma niespełna 4,4 m długości, co plasuje je między Hyundaiem Koną Electric (4,2 m), a Volkswagen ID.4 (4,58 m). W sumie jednak rozmiarami najbliżej mu do wielkości Kii Niro.
Ma też sylwetkę popularnych dzisiaj i modnych crossoverów. Do tego niewielki w porównaniu do konkurencji akumulator trakcyjny o pojemności zaledwie 53 kWh, który ma gwarantować zdaniem producenta zasięg do 329 km.
Silnik elektryczny o mocy 162 KM także do najmocniejszych nie należy, a napędza tylko jedną oś. Prędkość maksymalna to 155 km/h a przyspieszenie do setki 8,9 s. Więcej szczegółów technicznych w zasadzie nie ma. No może poza faktem, że Seres chwali się, iż korzysta z najnowocześniejszych i najbezpieczniejszych akumulatorów dostępnych na rynku. To bezkobaltowe baterie litowo-żelazowo-fosforanowe (LiFePO), które charakteryzują się stabilnością utrzymywania napięcia i długowiecznością. Pożyjemy, zobaczymy.
Szybkie ładowanie pozwala na uzupełnienie energii w zakresie od 20 do 80 proc. w pół godziny. Czas ładowania bez udziału szybkiej ładowarki to z kolei wynosi 8 godzin.
Ekrany i skóra
We wnętrzu Chińczycy także podążają za dobrze znanymi i lubianymi trendami. Dominują duże dotykowe wyświetlacze, okrągłe nawiewy i przynajmniej na zdjęciach wszystko sprawia wrażenie naprawdę niezłej jakości. Sporo jest lśniącego fortepianowego plastiku, sporo jest też skóry. Jak twierdzi Seres, to prawdziwa skórzana tapicera, nie jakieś tam syntetyki.
W sprawie wyposażenia więcej jest niewiadomych. Owszem na stronie z konfiguratorem można wyczytać, że auto wyposażone jest w system kamer 360°, elektryczne regulowane i podgrzewane siedzenia oraz panoramiczny dach, ale o asystentach jazdy jest tam niewiele. Przepraszam, znalazłem informację, że Seres 3 ma trzy różne tryby jazdy. Świetnie.
Atrakcyjna cena
Czy zgrabne opakowanie i niezłe proporcje wystarczą, by skusić polskich klientów? W końcu to nikomu nieznana marka i nikomu nieznana technologia. Jeśli cena będzie atrakcyjna, to może ktoś się skusi. No właśnie cena.
Okazuje się, że chiński Seres pod tym względem nie rzuca na kolana. Auto zostało wycenione w Polskim cenniku na 37 tys. euro, czyli nieco ponad 167 tys. zł. Ma co prawda 5 lat gwarancji, a akumulatory 8 (tak samo, jak w Porsche i całej grupie VW), ale to niemal tyle samo, co za renomowanej marki auto konkurencji z VW ID.3 i Hyundaiem Koną na czele. Gdzie więc to kuszenie?
Ostatecznie nie ma się jednak co śmiać, bo Seres wygląda atrakcyjnie i może się podobać. Gdyby za designem podążała technologi, jakość wykonania oraz jeszcze cena, na ulicach z pewnością oglądaliśbyśmy coraz więcej Seresów. A wybiegając nieco w przyszłośc juz można się zastanowić: kupić chińskiego Seresa, polską Izerę czy niemieckiego Volkswagena? Oto jest pytanie.