Seres 3. „Chińcyki trzymają się mocno”*.
Seres 3 to chiński samochód elektryczny, który z otwartą przyłbicą wjeżdża na nasz rynek. Nie ma się, czego wstydzić. Wygląda atrakcyjnie, a w środku wykończony jest całkiem nieźle. Tak, tak — to już nie czasy trampkowatego Landwinda. Co jednak najważniejsze Seres 3 dostępny jest od ręki. Czy to wystarczy?
Seres to chińska marka z korzeniami w dolinie krzemowej. Brzmi dumnie. Siedziba firmy jest w Santa Clara w Kalifornii, a pieniądze lecą z Chin. Chińskie jest także wykonanie i pomysł, bo tak naprawdę to Chińcki gigant motoryzacyjny DFSK. Choć w całym projekcie palce maczają także inżynierowie, którzy otarli się choćby o Teslę. Produkcja Seresów odbywa się w Chinach, Indonezji i Stanach Zjednoczonych. Tutaj z resztą pracuje się także nad technologią marki.
Żeby dodać pikanterii całej tej globalnej machinie, importerem marki Seres w Europie zostali Litwini. To oni wprowadzili markę na rynki europejskie. Teraz przyszła pora na Polskę.
Czy jesteśmy gotowi?
Czy jesteśmy gotowi na chińskie auto elektryczne? Nie. Bo dla nas chiński samochód jest tandetny jak każda inna rzecz „made in china”, a co za tym idzie tani. Na chińską motoryzację patrzymy przez pryzmat Landwinda i różnego rodzaju produktów podróbkopodobnych. Nie dostrzegamy jednak faktu, że i w Chinach dużo się zmieniło. Rewolucja kulturalna 2.0, czyli Cyber rewolucja doprowadziła do tego, że Chińczycy sami nie chcą kopiować. Chcą tworzyć.
I jeśli przyjrzymy się Seresowi bliżej, szybko można dojść do wniosku, że czas tandetnych i „plastikowych” samochodów „made in china” już dawno minął. Chińczycy odrobili lekcję z Landwinda i wyciągnęli wnioski. Zbudowali auto, które nie dość, że nie jest podróbką żadnego europejskiego modelu, to na dodatek wygląda atrakcyjnie i jest nieźle zmontowane. A co ważne, przy użyciu całkiem niezłych materiałów. Owszem, nie jest to poziom znany z europejskich marek, jednak zarzucać Seresowi tandetność to gruba przesada. Ba, pojawiają się we wnętrzu nawet miękkie materiały, których brakuje czasem w Volkswagenach, Peugeotach czy Fiatach.
Oficjalne tłumaczenie jest takie, że Chińczycy mogę wyprodukować wszystko. Chcesz skórzaną tapicerkę? Nie ma problemu, tylko podniesie to cenę, chcesz elektrycznie otwieraną klapę, proszę bardzo. Kilka dolarów więcej i gotowe. Każdy Seres może być więc lepiej wykonany, może mieć lepsze wyposażenie, tylko byłby droższy, a tak kosztuje 169 tys. zł.
Seres 3 - wymiary
Chińska "Trójka" to samochód czysto elektryczny. SUV, jakich wiele na naszych ulicach. Ma 4,3 m długości i rozmiarami konkuruje z Volkswagenem Tiguanem, Toyotą CH-R, Peugeotem 3008, Oplem Mokką-e i całą masą innych samochodów, wśród których trudno się wyróżnić. Jednak napęd ma elektryczny, a tutaj konkurencja już jest zdecydowanie mniejsza. Seres, więc wpisuje się pomiędzy małego Volkswagena ID.3 a większego ID.4 i jest od nich tańszy.
Nadwozie niczym szczególnym się nie wyróżnia, choć można w nim doszukać się azjatyckich rysów podobnych do modeli Mitsubishi czy Nissana. Dominują miękkie linie, delikatne przetłoczenia i proporcje typowe dla samochodów… spalinowych. Bo Seres 3 w Chinach dostępny jest także w wersji spalinowej. Tak, tak powstał, jako auto spalinowe, a elektryk to jedna z jego wersji. U nas jedyna, która nadal ma całkiem spory bagażnik o pojemności 385 l.
Seres 3 – silnik
Do napędu wykorzystano jeden silnik elektryczny o mocy 163 KM. Przyspiesza do setki w niespełna 9 sekund. To całkiem niezły wynik. Znowu, nie rewelacyjny, ale też nie zły. Seres jest, więc napędzany na jedną, przednią oś. Bateria ma ogniwa litowo-żelazowo-fosforanowe, co jest niespotykane u konkurencji. Akumulator ma niewielką pojemność 52,5 kWh, co pozwala zdaniem producenta na pokonanie nieco ponad 300 km. To niewiele, jednak biorąc pod uwagę rozmiar baterii i raczej miejski charakter samochodu, wydaje się rozsądnym kompromisem między masą a ceną.
Niestety realny zasięg jest zdecydowanie mniejszy. Wszystko przez większe niż zakłada producent zużycie energii. Podczas jazdy nie udało mi się zejść niżej niż 19 kWh na sto kilometrów, a to przekłada się na około 250 km realnego zasięgu. Może system rekuperacji mógłby pomóc, jednak działa, jakby go nie było. Tryby jazdy z resztą także.
Auto można ładować z prądem stałym z mocą 70 kW, jednak w domu prądem zmiennym zaledwie 4 kW. To niewiele, no, chyba że Chińczycy wychodzą z założenia, że ma być tanio i bezpiecznie dla baterii. W końcu dają na nią 8-letnią gwarancję.
W środku lepiej niż na zewnątrz
Seres 3 z zewnątrz nie wzbudza szczególnych emocji. Wnętrze wygląda jednak znacznie lepiej. Jest przytulnie i schludnie. Materiały są niezłej, jakości, pojawia się nawet miękka deska rozdzielcza i wyłożenie podłokietnika w drzwiach. Owszem można się doczepić do montażu niektórych elementów.
Układ deski jest tradycyjny. Na górze duży ekran dotykowy i całkiem przyjemny interfejs. Poniżej wyloty powietrza, pod nimi tradycyjny panel klimatyzacji. Dobrze, że Seres nie poszedł w futurologię. Pozycja za kierownicą jest wygodna a regulacja wystarczająca. Drażnić może jedynie szybkość działania multimediów i brak znanych systemów m.in. Apple Car Play czy Android Auto. Aby połączyć telefon z samochodem, zdani jesteśmy na aplikację Carbitlink. Jak twierdzi importer, firma Busnex, to się szybko zmieni, bo w kolejnej partii samochodów zacinająca się nawigacja i oprogramowanie będzie poprawione, ulepszone i zmienione. Ma się także pojawić bogatsze wyposażenie i kilka gadżetów, na które europejscy klienci szczególnie czekają.
Moim zdaniem
W trudnym pandemicznym rynku Seres 3 nie dość, że jest, to można nim wyjechać z salonu niemal od razu. I to jest chyba jego największa zaleta. Nie ma też kombinowania z wersjami wyposażenia i kolorami. Granatowy, z jednym poziomem wyposażenia. Auto kosztuje 169 tys. zł. Kolejna partia będzie ulepszona, ale pewnie też droższa.
Czy warto więc zainteresować się Seresem 3? Owszem, bo do aut z chin będziemy musieli się przyzwyczajać. Jeśli dołożymy do tego niezłe wyposażenie i 8-letnią gwarancję Seres 3 może być niezłą alternatywą dla europejskich modeli, które nadal są nieco droższe. Poza tym, samochodów "made in China" także na naszym rynku będzie coraz więcej. I nie ma się na nie co obrażać, bo nie raz okazują się atrakcyjne w formie, ciekawe w designie, całkiem nieźle wykonane no i lepiej wyposażone.
* Cyt. Stanisław Wyspiański "Wesele".