Skandaliczna praktyka służb! Niektóre mandaty od ITD są nielegalne, ale i tak trzeba je płacić
Przynajmniej sześć systemów odcinkowego pomiaru prędkości ma nieprawidłowo wydane świadectwa legalizacji, a więc nie powinny być używane do kontroli drogowej. To jednak nie zwalnia z obowiązku zapłacenia mandatu.
Okazuje się, że nie tylko żaden z używanych przez policję mierników prędkości nie daje pewności prawidłowego pomiaru. Kierowcy zarejestrowani przez kamery mierzące średnią prędkość również nie mają gwarancji, że pomiar jest dokładny. Winę ponoszą urzędnicy Głównego Urzędu Miar.
Po działaniach Najwyższej Izby Kontroli (NIK) wyszło na jaw, że nadzór metrologiczny bywa fikcyjny. Świadectwa legalizacji, które mają potwierdzać prawidłowe działanie sprzętu pomiarowego, były wystawiane bez odpowiedniej staranności.
Świadectwa legalizacji – OPP sprawdzone, ale nieprawidłowo
Najnowszy raport NIK o kontroli administracji miar, czyli GUM, dotyczy okresu od 1 stycznia 2021 r. do 30 czerwca 2023 r. W trakcie kontroli wykazano nieprawidłowości przy legalizacji urządzeń odcinkowego pomiaru prędkości. Zgodnie z przepisami, każdy system powinien przejść 10 testowych przejazdów w obu kierunkach i przy różnych prędkościach. Jednak zwykle wykonywano tylko dwa przejazdy z niską prędkością, co wystarczyło do wydania świadectwa legalizacji, „urzędowo” potwierdzającego poprawność pomiarów. Problem dotyczy następujących odcinków dróg:
- S7 w tunelu Naprawa-Skomielna Biała
- DK9 Kolbuszowa-Kolbuszowa Górna
- DW871 Stalowa Wola-Jamnica
- DK19 Krościenko Wyżne-Iskrzynia
- DK94 Tarnów-Ładna
- DK93 w tunelu pod Świną w Świnoujściu
Świadectwa legalizacji są nielegalne, ale mandaty trzeba płacić
Według NIK, tylko na odcinku w tunelu Naprawa–Skomielna Biała na drodze S7 odnotowano co najmniej 24,1 tys. przekroczeń prędkości między 4 listopada 2022 r. a 29 września 2023 r. 4,9 tys. kierowców otrzymało mandaty na łączną kwotę blisko 1,44 mln zł. Czy można się od nich odwołać? Niestety, nie ma takiej możliwości.
To już kolejny przypadek, gdy kierowcy muszą płacić mandaty mimo wadliwego sprzętu. W ubiegłym roku ujawniono, że policjanci z Komendy Stołecznej używali laserowych mierników prędkości bez ważnych świadectw legalizacji, których ważność wygasła. Mimo że policjanci zostali ukarani, 75 kierowców i tak musiało zapłacić mandaty.
Formalnie niesprawdzone, ale działają
Dla kierowców pewnym pocieszeniem może być fakt, że wyniki odcinkowych pomiarów prędkości (OPP) są najprawdopodobniej prawidłowe. Mimo że urzędnicy Głównego Urzędu Miar (GUM) nie dopełnili wszystkich formalności, można przypuszczać, że dokładność urządzeń pomiarowych została ostatecznie skontrolowana. Warto zaznaczyć, że przepisy dotyczące wydawania świadectw legalizacji dla systemów kamer nie są w pełni dostosowane do charakterystyki tego typu sprzętu, ponieważ opracowano je w czasach, gdy stosowano radarowe mierniki prędkości. W przypadku radarów istotne są skomplikowane algorytmy, które przy skrajnych prędkościach mogą powodować przekłamania. System kamer jest jednak znacznie prostszy – jeśli długość odcinka i czas przejazdu są precyzyjnie mierzone, wynik pomiaru będzie dokładny bez względu na prędkość pojazdu czy liczbę prób.
Jak powinna wyglądać prawidłowa procedura legalizacji? Określił to Okręgowy Urząd Miar w Gdańsku, opisując ją jako kosztowną i kłopotliwą także dla kierowców. Odcinek drogi powinien zostać zamknięty, a testy powinny odbywać się nocą przy użyciu samochodu rajdowego, który osiągał prędkość do 217 km/h (średnia prędkość na odcinku wynosiła 144 km/h).
Pomiar odległości bez kontroli
NIK zwróciła również uwagę na problem sprzętu wykorzystywanego do pomiaru odległości między pojazdami. Choć obowiązek zachowania odstępu na autostradach i drogach ekspresowych obowiązuje od połowy 2021 r., przyrządy stosowane do jego pomiaru nie podlegają prawnemu nadzorowi metrologicznemu. Mimo to, przez pierwsze dwa lata od ich wprowadzenia policja nałożyła co najmniej 2,4 tys. mandatów.
Tu również pomiar powinien być prawidłowy, a nawet korzystny dla kierowcy. Urządzenie wskazuje większą odległość, niż w rzeczywistości. Wynika to ze sposobu liczenia dystansu. Funkcjonariusz najpierw mierzy odległość do zbliżającego się pierwszego pojazdu, a następnie do auta jadącego tuż za nim. Do zmierzonego odległości, jest więc doliczana jest długość pierwszego pojazdu.