Skoda Fabia pozostanie na rynku dłużej niż zakładano, a na Elroqu Czesi praktycznie nie zarobią
Skoda właśnie pokazała swój pierwszy model na prąd z nowej gamy, która ma pojawić się w ciągu w najbliższych lat. Wcale nie oznacza to jednak, że Czesi zrezygnują z aut spalinowych. Wręcz przeciwnie, o czym mówi Klaus Zellmer – szef tej marki.
Skoda wkroczyła na etap elektrycznej ofensywy. Modelem, który ją zapoczątkował jest kompaktowy Elroq, mający docelowo zastąpić Karoqa. Po nim zadebiutuje kolejnych 5 aut na prąd (TUTAJ poznasz Skodę Elroq).
Obok odświeżonych Enyaqa i Enyaqa Coupe, będą to miejski Epiq, kombi o długości 4,7 m, a także produkcyjny wariant koncepcyjnego Visiona 7S z 2022 roku. Czyli duży SUV dla 7 pasażerów.
Mimo utrzymania planów dotyczących powyższych modeli, Skoda, podobnie jak inne marki, nie będzie ślepo podążać w kierunku elektromobilności. To wynik ochłodzenia na rynku (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).
Skoda spowolni elektryczne plany?
Jeszcze niedawno Czesi planowali premierę kolejnych modeli na prąd do końca 2026 roku. Ale dziś wiadomo, że nie będą się z tym specjalnie spieszyć. Opóźnią m.in. prezentację elektrycznego następcy Octavii o 2 lata (przełom 2027/2028 r.) i utrzymają przy życiu swoje niewielkie modele spalinowe.
„Jeśli mam być szczery, biorąc pod uwagę spowolnienie transformacji w kierunku pojazdów elektrycznych zasilanych akumulatorami, musimy wprowadzić zmiany w harmonogramie” – mówi Klaus Zellmer w rozmowie z brytyjskim magazynem Autocar.
„Sprawdzamy kolejność debiutu naszych samochodów elektrycznych. Teraz w ofercie mamy Enyaqa i Elroqa. Następny jest Epiq, a później w kolejce będzie duży SUV, którego koncepcyjny samochód widzieliście. Potem, może w 2027, 2028 roku celujemy w Octavię kombi” – kontynuuje Zellmer.
Ale ważniejszą informacją od tego jest fakt, że wycofanie z rynku Fabii, Kamiqa oraz Scali będzie zawieszone do 2030 roku. Miało to nastąpić w 2027 roku, jednak tak się nie stanie (TUTAJ przeczytasz o najnowszych wcieleniach Kamiqa i Scali).
„Pierwotnie mówiliśmy, że wycofamy Fabię, Kamiqa i Scalę do 2027 r., ale teraz daliśmy tym samochodom zielone światło. Mają pozostać z nami do końca dekady, ponieważ sprzedaż pojazdów elektrycznych w tej chwili zwalnia” – dodaje Zellmer.
Ochłodzenie na rynku
Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA), od stycznia do sierpnia tego roku udział nowych aut na prąd w rynku spadł. O ile w tym okresie 2023 roku było to 15,1%, o tyle obecnie to 14,0%.
„Zawsze mówiliśmy, że będziemy odpowiadać na potrzeby konsumentów, a nie na to, co naszym zdaniem jest właściwą metodą transportu lub układem napędowym” – mówi Zellmer. „Zawsze mówiliśmy, że będziemy starać się być tak elastyczni, jak to możliwe” – dodaje.
Zellmer przypisał spadek sprzedaży samochodów elektrycznych różnym czynnikom. To m.in. problemy z infrastrukturą ładowania, obawy o zasięg, koszty energii elektrycznej i wyższa cena aut na prąd niż modeli spalinowych.
Na Elroqu Skoda prawie nie zarobi
Co ciekawe, według szefa marketingu Skody – Martina Jahna – Elroq będzie sprzedawany niemal z zerową marżą. Ma to przyciągnąć klientów do tego auta, a także pozwolić utrzymać cele Skody dotyczące emisji CO2, przewidziane na 2025 rok.
„Przyznaję, że nie jest to najbardziej dochodowy samochód w naszej ofercie i musimy po prostu popracować nad kosztami. Szczególnie tymi dotyczącymi akumulatorów, aby w przyszłości samochody elektryczne były bardziej dochodowe” – mówi Jahn.
„Zmieniamy przyzwyczajenia, ale ludzie nadal mają trudności ze zmianą swojego zachowania w stosunku do pojazdów elektrycznych. Dlatego musimy dać im czas, aby się na to przygotowali. Właśnie z tego względu oferujemy alternatywy” – dodaje Zellmer.
Szef Skody przyznaje też, że nie do końca rozumie obawy klientów o zasięg. „Lęk o zasięg jest całkowicie emocjonalny. Kto regularnie przejeżdża więcej niż 550 km? A nawet jeśli tak, to robisz jeden postój na ładowanie, rozładowujesz samochód do 30% i ładujesz go do 60%. Zajmuje ci to 15 minut lub mniej i jedziesz dalej. To nie jest problem” – kończy Zellmer (TUTAJ przeczytasz o infrastrukturze ładowania w Polsce i w Europie).
Zapewne tak, ale pod warunkiem rozwiniętej sieci ładowania oraz dostępu do bardzo szybkich ładowarek.