Sprzedam Opel Corsa 2002 – mistrz przeciętności, ideał niewymagających.
Tak, handluję samochodami. Nie, nie jestem czarodziejem – cudów nie oferuję. Ale oto jest: Opel Corsa z 2002 roku. Auto, które nigdy nie zostanie bohaterem Twoich marzeń, ale za to solidnie spełni rolę „tego, co stoi na parkingu i jakoś jeździ”.
Dlaczego warto (albo i nie)?
Silnik 1.0 benzyna – trzy cylindry pełne mocy… znaczy wystarczająco, żeby wyprzedzić rowerzystę (z lekkim wiatrem w plecy).
Wspomaganie kierownicy – żebyś mógł kręcić jedną ręką, jednocześnie popijając kawę i zastanawiając się, co poszło nie tak w Twoim życiu, że jeździsz Corsą.
Elektryczne szyby – luksus, którego nie docenisz, dopóki nie kupisz auta z korbkami.
Klimatyzacja – poprzedni właściciel wydał na nią 2500 zł, czyli połowę wartości auta. Ja bym tego nie zrobił, ale przynajmniej latem nie będziesz czuł się jak w saunie.
5 drzwi – więcej drzwi, więcej możliwości. Dla pasażerów, bagażu, czy może Twojego psa – kto wie?
Brak rdzy – tak, to Opel, więc też nie wierzę, ale sprawdziłem. Nawet się nie ukrywa pod lakierem.
Szczegóły dla entuzjastów motoryzacji:
Przebieg: 203 tys. km. Dużo? Pewnie. Ale pamiętaj, to Corsa – ma serce lwa… znaczy chomika, ale wytrwałego!
Opony zimowe – gotowe na każdą polską zimę. Czyli deszcz, błoto i jakieś trzy dni śniegu.
Bez wkładu finansowego – chyba że zainwestujesz w zapach „nowe auto”, żeby poczuć się bardziej fancy.
Cena? 5900 zł. Tyle co średniej klasy smartfon, ale to auto ma coś, czego telefon nie ma – cztery koła i klimę po serwisie.
Słuchaj, ja wiem, że to nie Aston Martin, i Ty też to wiesz. Ale jeśli potrzebujesz auta, które po prostu robi robotę, to oto ono. Dzwoń, zanim sprzedam je komuś innemu – bo na Corsę zawsze znajdzie się ktoś, kto potrzebuje taniej niezawodności z nutką absurdu.