Kwota nie jest porażająca – Jakub Faryś, prezes PZPM o programie „Mój Elektryk”
Ruszył program „Mój elektryk”. Czy prawie 19 tys. dopłaty zmieni motoryzacyjny krajobraz Polski? Wątpliwości rozwiewa Jakub Faryś, prezes Polskiego związku Przemysłu Motoryzacyjnego, który wyliczył, że pieniędzy może wystarczyć jedynie na 13 tys. samochodów. To mało. Choć szczegółów programu nie znamy, dobrze jednak – zdaniem Farysia – że program w ogóle ruszył.
Program „Mój Elektryk” ruszył, ale kwota wsparcia zdaniem Jakuba Farysia nie jest porażająca. Prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego zauważa, że w każdym kraju są stosowane jakieś zachęty, na ogół finansowe. W Rumunii wynoszą one prawie 10 tys. euro. Podobnie jest w Niemczech, ale od niedawna. Tam dzięki zwiększeniu o prawie 100 proc. dopłat, boom na elektryki wreszcie stał się faktem.
Więcej o programie „Mój Elektryk” pisaliśmy TUTAJ.
Pieniędzy starczy na 13 tys. elektryków
Jakub Faryś, zwraca uwagę nie tylko na kwotę dopłaty, ale także kwotę pieniędzy, która w sumie zasili cały program „Mój elektryk”. – Pierwszy program był, delikatnie mówiąc umiarkowanie udany, mam nadzieję, że ten będzie lepszy. Rozmawiając z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej i różnymi ministerstwami, które były zaangażowane w przygotowanie tego programu, podkreślaliśmy, że musi on być, mówiąc w cudzysłowie, prosty w użyciu, przyjazny dla kupującego — tłumaczy Faryś, prezes PZPM.
– Teraz wymogi są mniejsze, ale kwota dotacji nie jest porażająca. Dopłata w wysokości prawie 19 tys. zł to mówiąc delikatnie, niedużo. Dla posiadaczy karty dużej rodziny wsparcie jest większe i może wynieść 27 tys. zł., jednak nie spodziewam się, że jakaś wielka liczba takich posiadaczy będzie zainteresowana samochodami elektrycznymi – dodaje.
Program „Mój elektryk” to działanie do 2026 roku
Faryś zwraca jednak uwagę na zupełnie inny czynnik i siłę całego programu. – Pytanie, czy w porównaniu z ceną samochodu to jest dużo? Na pewno to jest dobrze, że w ogóle wsparcie jakieś jest. Chcielibyśmy, żeby to było więcej. Pamiętajmy jednak jeszcze o jednej rzeczy, o ograniczeniu kwotowym programu „Mój Elektryk”. Nie znamy w tej chwili całkowitej kwoty, jaka będzie przeznaczona na cały program. Na razie to 500 mln zł – tłumaczy Faryś.
– Wsparcie zaplanowane jest na lata 2021-2026. Pieniądze mają być także przeznaczone na wsparcie budowy sieci ładowania. Pytanie zatem, czy te 500 mln dotyczy całego okresu, czy mówiąc wprost, kolejne setki miliardów będą dorzucane w trakcie kolejnych lat? Tego dzisiaj nie wiemy – tłumaczy Faryś.
– Jeśli w dużym uproszczeniu założymy, że połowę całej kwoty, czyli 250 mln przeznaczymy tylko na zakup samochodów przez najbliższe 5 lat, to w praktyce oznacza to wsparcie dla zaledwie kilkunastu tysięcy samochodów – wylicza Farys.
To kropla w morzu, bo dzisiaj bez dopłat sprzedaje się kilka tysięcy nowych samochodów elektrycznych rocznie. W parku bateryjnych aut i hybryd plug-in mamy około 25 tys., samych elektryków jest około 12 tys. Wspomniane 250 mln zł wystarczy zatem na 13 tys. auta. TO niewiele.
– Jeśli system dopłat w trakcie trwania programu będzie zasilany nowymi pieniędzmi, to tych samochodów może być więcej – dodaje Faryś.
Milion elektryków, ale za Odrą
Niemcy też mają swój program „Mój elektryk”. System dopłat istnieje już wiele lat. Praktycznie od 2016 roku różne formy wsparcia sprzedaży zachęcają niemieckich kierowców do przejścia na samochody elektryczne. Jednak o ile w latach 2016-2019 sprzedano w Niemczech w sumie 256 tys. samochodów elektrycznych i hybryd plug-in, tak w niespełna rok (od początku czerwca 2020 do końca maja 2021), dzięki zwiększeniu kwoty dopłaty do prawie 10 tys. euro, sprzedaż wyniosła aż 567 tys. samochodów BEV i PHEV (o rodzajach napędu posilamy TUTAJ).
Tylko w samym czerwcu sprzedano 65 tys. takich samochodów. Dopłaty już pochłonęły 1,9 mld euro, a sporą ich część wzięły na siebie koncerny motoryzacyjne. Niemiecki rząd dopłaca do zakupu każdego samochodu elektrycznego 6 tys. euro (kwota zwiększona z 3 tys.). Jednak do tego koncerny motoryzacyjne dopłacają kolejne 3 tysiące.
W sumie do zakupu auta za maksymalnie 40 tys. euro (również istnieje maksymalna cena auta) można liczyć na dopłatę w wysokości niespełna 25 proc. ceny auta, czyli 9 tys. euro. To ponad 40 tys. zł.
Ciekawostką jest fakt, że im auto droższe, tym dopłata niższa. Słusznie wychodzi się z założenia, że jeśli kogoś stać na droższy model, nie potrzebuje tak wysokiej dopłaty rządowej. Gdy zatem cena zakupu samochodu wynosi między 40-65 tys. euro, wtedy kwota dopłat spada do 7,5 tys. euro.
Nie tylko elektryki
Słusznie także wychodzi się z założenia, że ważnym elementem elektryfikacji motoryzacji i promocją napędu elektrycznego są hybrydy plug-in, czyli ładowane z gniazdka. Im także należy się w Niemczech wsparcie. Nie tak duże, jak w przypadku samochodów czysto elektrycznych, ale większe niż w programie „Mój Elektryk” w Polsce.
Każdy chętny na zakup hybrydy plug-in może zatem liczyć na dopłatę w wysokości maksymalnie 6 750 euro, czyli ponad 30 tys. zł.
Dopłaty dla pojazdów Niemczech
Maksymalna cena zakupu auta | Wsparcie państwa | Wsparcie producenta | Dopłata razem |
Samochody elektryczne | |||
40 tys. euro | 6 000 euro | 3 000 euro | 9 000 euro (41 tys. zł) |
40 – 65 tys. euro | 5 000 euro | 2 500 euro | 7 500 euro (34 tys. zł) |
Samochody hybrydowe plug-in | |||
40 tys. euro | 4 500 euro | 2 250 euro | 6 750 euro (30 tys. zł) |
40 – 65 tys. euro | 3 750 euro | 1 875 euro | 5 625 euro (25,5 tys. zł) |
Na tym nie koniec, bo aby zwiększyć sprzedaż pojazdów elektrycznych, rząd niemiecki obniżył stawkę VAT na tego rodzaju auta z 19 do 16 proc.