SUV — czyli od czego to się wszystko zaczęło
Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. To dlatego wielu producentów samochodów twierdzi, że za powstaniem SUV-ów stoi właśnie ich marka. Pierwsza była Toyota Rav4 czy Honda HR-V? A może to Jeep Wagoneer dzierży palmę pierwszeństwa? Mercedes też chce być pierwszy i twierdzi, że narodziny segmentu SUV to koncept AA Vision. Kto był pierwszy i od czego to się wszystko zaczęło?
SUV-y biorą swój początek w prostej linii od samochodów terenowych, ale samochodami terenowymi nie są. SUV to sport utility vehicle – rodzaj samochodu, który łączy cechy samochodu osobowego, terenowego z domieszką sportowego. Od „normalnej” terenówki różni się m.in. mniej użytkowym charakterem i brakiem konieczności posiadania właściwości pozwalających na jazdę w terenie na rzecz bardziej komfortowo zestrojonego zawieszenia i bogatszego wyposażenia. Co tu dużo mówić, niektóre współczesne SUV-y nie mają nawet napędu na dwie osie. Wszystko po to, by mniej paliły.
Co jednak najważniejsze SUV z natury rzeczy jest wyżej zawieszony, a pozycja za kierownicą jest wyższa, przez co kierowca ma wrażenie lepszej kontroli otoczenia. Niekoniecznie za to, z racji swoich gabarytów, SUV jest większy. Choć wymiary zewnętrzne na to wskazują, w środku z miejscem bywa różnie.
Dobry na krawężnik
A jaka jest największa wada tego rodzaju samochodów? Znacznie gorsze niż w przypadku sedanów, hatchbacków czy kombi prowadzenie i zdecydowanie wyższe spalanie. Trudno bowiem oczekiwać od samochodu o kształtach cegły, że będzie aerodynamiczny. Wyższe zawieszenie a co za tym idzie wyraźnie większy prześwit, także nie sprzyja niskiemu zużyciu paliwa, a do tego większa masa robi swoje.
Klienci jednak pokochali SUV-y. Trudno się dziwić, większość z nas woli jeździć większym autem niż mniejszym, nawet jeśli to tylko wrażenie i napompowane błotniki. Z drugiej jednak strony trudno odmówić SUV-om funkcjonalności, Krawężniki im nie straszne, a nawet jeśli wybierzmy się na majówkę do lasu, nasz SUV poradzi sobie na szutrowej ścieżce jak wytrawna terenówka. Trzeba jednak mieć świadomość, że w większości kierowców traktuje SUV-y jak auta miejskie. Co więcej, producenci, widząc brak zainteresowania kierowców jazdą offroadową, robi wszystko, by z SUV-a zrobić auto sportowe. Stąd olbrzymie koła, mocne silniki a czasami nawet absurdalne moce. Wszystko zgodnie z zasadą klient nasz pan. To właśnie dlatego w ostatnich latach popularność zdobywają SUV-y, ale w wydaniu coupé. Czy można wyobrazić sobie coś bardziej bez sensu?
Toyota Rav4
W wielu markach potrzeba opracowania tego typu samochodu pojawiła się już w latach 60.. Typowe terenówki okazywały się bowiem stosunkowo niewygodne w czasie jazdy po mieście. W 1962 roku w Stanach Zjednoczonych pojawił się Jeep Wagoneer, który miał być dobrą alternatywą dla surowych aut offroadowych. Kilka lat później w Europie zadebiutował nowy Range Rover. Pierwotnie nie posiadał on jednak wszystkich cech, które mogłyby go zaklasyfikować do tej kategorii.
Za pracę nad tego typu autem zabrali się też Japończycy. Toyota Rav4 była pierwszą konstrukcją o nadwoziu samonośnym. To właśnie od modelu Rav4, jak twierdzi Toyota, zaczęła się globalna rewolucja w segmencie SUV. Japońscy inżynierowie skrzyżowali w Rav4 popularny w USA samochód terenowy z cenionym w Europie kompaktowym hatchbackiem. Do budowy SUV-a wykorzystano platformę Corolli. Auto dysponowało stałym napędem na obie osie, co pierwszemu modelowi SUV-a zapewniało znacznie lepszą trakcję. Konstrukcja miała rynkową premierę w 1994 roku, a jego prototyp pod nazwą Toyota Rav Four pokazano już w 1989 roku w Tokio.
Pierwsza wersja Rav4 pierwotnie była produkowana z trzydrzwiowym nadwoziem. Auto rozchodziło się na pniu. Japońska fabryka w Aichi miała pierwotnie produkować tylko 4,5 tys. egzemplarzy tego samochodu, ale już w pierwszym miesiącu Toyota zebrała ponad 8 tys. zamówień. RAV4 pierwszej generacji był produkowany w dwóch wersjach. Oprócz wersji trzydrzwiowej powstała odmiana pięciodrzwiowa. Auto miało dobrze wyposażone wnętrze, wykonane z solidnych materiałów. W wyposażeniu znalazły się system ABS, a także odtwarzacz CD.
Co ciekawe w 1997 roku na rynku amerykańskim zadebiutował Rav4 EV, czyli samochód w wersji elektrycznej. Konstrukcję wyposażono w akumulatory niklowo-metalowo-wodorowe, które miały pojemność 27 kWh, co umożliwiała przejechanie do 190 km na jednym ładowaniu. Świat nie był jednak wtedy gotowy na samochody elektryczne.
Honda HR-V
Rok po premierze Toyoty inna japońska firma, Honda również zaprezentowała światu swoją wersję SUV-a. Jednak znacznie ciekawszym autem niż wspomniana Honda CR-V z 1995 roku był model HR-V. Został on zaprezentowany już w 1997 roku, a w 1999 trafił do seryjnej produkcji. W odróżnieniu od bardziej terenowej CR-V różnił się diametralnie nadwoziem. Było to nic innego jak ustawienie kompaktowego nadwozia na terenowym podwoziu. Wykorzystano do tego nawet platformę miejskiej Hondy Logo, a napęd modelu CR-V. Całość sprawiała wrażenie samochodu osobowego o nieprzeciętnych możliwościach jezdnych.
HR-V pierwszej generacji zaskakiwał pomysłowością i precyzją prowadzenia. Nie doczekał się jednak od razu drugiej generacji, czego nie można powiedzieć modelu CR-V. Honda HR-V dołożona na półkę na 7 lat powróciła jednak w wielkim stylu w 2013 roku i jest produkowana nawet dzisiaj, ale tylko w wersji elektrycznej.
Volkswagen Touareg
Kiedy w walkę o nowy segment rynku włączyli się Europejczycy? Trzeba przyznać, że zajęło nam to kilka lat. Jednym z pierwszych była grupa Volkswagena, która w 2002 roku do sprzedaży wprowadziła Volkswagena Touarega i bliźniaczy model marki Porsche Cayenne. To z resztą historia na inną opowieść, ale Cayenne był modelem, który uratował Porsche od bankructwa.
Tak, pożądana, ale niesprzedająca się w wystarczającej liczbie egzemplarzy 911-ka nie była w stanie utrzymać firmy, bo choć auto było pożądane przez wielu, niewielu było na nie stać. Porsche musiało więc stworzyć model, który będzie sprzedawał się „masowo”. Taki był Cayenne – uniwersalny, funkcjonalny a przy tym luksusowy i jak to w Porsche bywa o zacięciu sportowym. Choć trzeba odnotować, że z chwilą pojawienia się „terenowego” Porsche, dla wielu wielbicieli marki był to jej koniec. Jak się okazało, bardzo się mylili.
Porsche Cayenne
Oba auta powstały na wspólnej platformie i były emanacją hasła sport utility vehicle. Jak na ówczesne czasy do bólu luksusowe, uniwersalne, olbrzymi i wytrzymałe sprawiły, że klienci zaczęli ustawiać się po nie w długich kolejkach. Nikt przecież wtedy nie zwracał uwagi na wysokie spalanie. Liczyły się osiągi i komfort.
Audi jeszcze bardziej zaspało, pokazując swojego pierwszego SUV-a dopiero w 2007 roku. Q7 było jeszcze większe i miało legendarny napęd quattro.
Mercedes M
Nieco inaczej do tematu SUV-ów podszedł Mercedes, który przecież miał w swojej ofercie legendarną i wytrzymałą terenówkę, czyli klasę G. Powiedzmy sobie szczerze, na drogi asfaltowe w końcówce lat 90. ten samochód nie za bardzo się nadawał. Był siermiężny, ciężki do prowadzenia a do tego w ogóle nieluksusowy. Jeśli zatem ktoś chciał mieć terenówkę z gwiazdą na masce, nie było kłopotu, ale jeśli szukał auta w teren i na asfalt musiał kupić dwa różne modele. Zmieniło się to w 1997 roku, gdy Mercedes zaprezentował swojego pierwszego SUV-a, czyli klasę ML. Zamiast sport utility vehicle Mercedes wykuł własne określenie ML-a. To All Activity, czyli skrót od konceptu o nazwie AA Vision, który powstał kilka lat wcześniej. Nazwa miała sugerować, że samochód sprawdzi się we wszystkich zastosowaniach i wszystkich warunkach. I tak też było w rzeczywistości.
Mercedes zerwał z tradycyjnym dla Klasy G pudełkowym wzornictwem, prezentując model o znacznie bardziej nowoczesnym i modnym nadwoziu. Pomimo tych zmian nie zaniedbano jednak terenowych właściwości — auto oparte na ramie nadal było w stanie poradzić sobie niemal w każdym terenie, wykorzystując, chociażby wysoki prześwit i stały napęd na obie osie.
A do tego wnętrze nie było jedynie spartańskie jak w terenówce, a prawdziwie luksusowe, do czego przyzwyczaił swoich klientów Mercedes swoimi osobowymi modelami. Miał wszystko, czego można było oczekiwać po Mercedesie — od wykończenia i wyposażenia z najwyższej półki, aż po nadzwyczajny komfort i dynamikę jazdy, zarówno na drogach, jak i poza nimi. Do tego M był po prostu praktyczny — miał wielki bagażnik, mnóstwo konfiguracji foteli we wnętrzu, a nawet… zestaw głośników po wewnętrznej stronie tylnej klapy, które można było wykorzystać do słuchania muzyki podczas biwakowania w terenie.
M czy ML?
Dodatkową literę „L” w modelu M na początku stosowano jedynie w oznaczeniu wariantów napędowych, aby nie doprowadzić do pomyłki z oznaczeniami stosowanymi przez BMW. Przez długie lata jednak oficjalnie Mercedes W163 był Klasą M, a nie Klasa ML. Dopiero z czasem różnice te się zatarły i model zyskał miano ML-a.
Jeep Wagoneer na ramie
Tak naprawdę jednak prawa do pierwszego SUV-a na rynku roszczą sobie amerykanie i w sumie mają ku temu wiele racji. Jeep Cherokee (SJ) z 1974 roku to nic innego jak połączenie samochodu terenowego z luksusowym autem na drogi asfaltowe. Co więcej, w jego opisie po raz pierwszy w historii motoryzacji pada hasło SUV.
Jest jednak mały kłopot. Wielu uznaje, że SUV to auto, którego komfort wynika z braku ramy. To element, który zarezerwowany jest wyłącznie dla samochodów terenowych. Jeśli zatem uznamy, że SUV to auto z nadwoziem samonośnym wypada nam z listy zarówno Jeep Cherokee, jak i dużo wcześniejszy Jeep Wagoneer, który był następcą Jeepa Willysa Station Wagon, a który dla wielu jest protoplastą prawdziwego SUV-a. Duży, komfortowy, wytrzymały i luksusowy, tylko w wydaniu amerykańskim.
Jeśli auto prowadzi się jednak luksusowo, kto by się przejmował ramą. Tym bardziej że istnieją na rynku auta terenowe konstrukcji samonośnej, które w terenie radzą sobie o niebo lepiej od tych zbudowanych na ramie. Po prostu współczesna technologia pozwala budować sztywne nadwozie samonośne, a obniżanie kosztów i normy emisji zmuszają producentów do oszczędzania na masie.
Range Rover
Mówiąc o SUV-ach, nie można pominąć Range Rovera z 1970 roku, któremu luksusu, jak na ówczesne czasy odmówić nie można, a który w terenie radził sobie świetnie. To sztywna konstrukcja, mocna w terenie, która swoją skuteczność potwierdzała wielokrotnie w różnego rodzaju najbrudniejszych rajdach wyprawowych. Range Roverowi bliżej jednak do terenówki niż prawdziwego SUV.
Lamborghini LM002
To projekt z 1986 roku Auto przypominające wojskowego Hummera niż osobówkę czy nawet zwyczajną terenówkę. We wnętrzu naprawdę sporo luksusu, a pod maskę potężny silnik V12 z modelu Countach.
Prototypy tego samochodu powstały dla wojska stąd nazwą LM (Lamborghini Militari), ale po luksusowych modyfikacjach bardziej przypadło do gustu szejkom z Bliskiego Wschodu. Powstało tylko 301 egzemplarzy.
Co po SUV-ach?
To zaskakujące, że najpierw ze zwyczajnych sedanów inżynierowie stworzyli coś w rodzaju auta terenowego, bo prawdziwa terenówka dla wielu okazała się zbyt siermiężna. Później te wysoko zawieszone SUV-y, czyli napompowane sedany z napędem na cztery koła zaczęto znowu obniżać, by upodobnić je do… sedanów. Z biegiem lat, zrezygnowano nawet z napędu na cztery koła, a obok dużych SUV-ów powstały mniejsze crossovery.
Teraz z kolei robi się wszystko, by SUV-y i crossovery jak najbardziej przypominały auta sportowe. A przecież wszystko, by zaspokoić nasze, czyli klientów gusta. Jakimi samochodami będziemy jeździli w przyszłości? Coś mi podpowiada, że kompletni innymi. Coraz popularniejsze i modniejsze już teraz stają się uniwersalne nadwozia typu minivan.