Do sprzedania posiadam Subaru XV z ostatnią, trzecią generacją silnika diesla od tego producenta.
Samochód został sprowadzony z Austrii, gdzie miał jednego właściciela i do samego końca (118k km) był serwisowany w ASO Subaru. Auto ma 109 koni mechanicznych. Silnik ten sam co w wersjach na resztę Europy (części też kupuje od 147KM), nie mniej jednak samochód na Austrię różnił się oprogramowaniem i w wersji bazowej 2.0D miał 109KM (podobnie jak Imprezy i inne modele tego producenta), można to bez problemu sprawdzić w sieci i znaleźć masę samochodów w takiej konfiguracji sprzedawanych właśnie w Austrii. Dla mnie był to plus, biorąc pod uwagę że pierwsze diesle od Subaru miały problem z usterkami wynikajacymi m.in. ze zbyt dużego momentu obrotowego. Ten egzemplarz ma mniejszą moc i mniejszy moment, według mnie w zupełności wystarcza do sprawnej jazdy. Spalanie 5,5-6,2L, choć to wynik głównie z tras.
Samochód zakupiłem w lipcu, ale na dobrą sprawę zacząłem nim jeździć od listopada (pobyt w szpitalu) i w te niespełna pół roku zrobiłem nim 12 tys km, 90% trasy. Od kilku tygodni jednak trasy bezpowrotnie mi się skończyły, a na podjeżdżanie po 1, 2, 3km w okolicy trochę szkoda mi diesla.
Niemal zaraz po zakupie zakupiłem nowe tarcze wentylowane na przednią oś i wymieniałem olej, poza tym pozdejmowałem wszystkie plastiki, kanapy i posprzątałem gruntowanie, znalazłem w różnych zakamarkach masę słodyczy i pełno kukurydzy - najważniejsze że udało mi się pozbyć aromatów gospodarstwa rolnego, na którym poprzedni właściciel niewątpliwie pracowal :)
Dzisiaj ponownie wymieniłem olej z filtrem, więc auto jest świeżo po wymianie. Do samochodu posiadam drugi komplet kół na alufelgach z oponami zimowymi (w porywach na dwa sezony, ale raczej jeden).
Samochód jest zadbany, choć normalne, że nie stał w muzeum i ślady zużycia są widoczne czy to na jakichś plastikach w środku czy też w postaci rysek, odprysków od kamieni na lakierze. Za mojej kadencji doszła ryska na drzwiach od kijka narciarskiego jakiegoś zaspanego turysty i ślad po uderzeniu plastikowym mieczem przez jakiegoś dwuletniego dzieciaka. Z natury się takimi rzeczami nie przejmuje, nie miej jednak niektórym z pewnością rzuca się takie rzeczy w oczy, choć rzeczjasna na zdjęciach te małe ryski są nie do zauważenia :)
Technicznie auto jest na tip top. Napędy dają radę, a prawie 22cm prześwitu zapewnia bezstresowe wjeżdżanie na różne krawężniki czy bezdroża. Klimatyzacja działa bez zarzutu, nic nie szarpie, nie hałasuje, sprzęgło bierze od samego dołu, w zawieszeniu nie ma żadnych luzów. Zresztą jak najbardziej można autem podjechać na dowolną stacje diagnostyczną i sprawdzić.
Na koniec rzecz być może najważniejsza - auto jest po lekkim gradobiciu, co być może nie rzuca się na zdjęciach ale na ostatnich już to widać. Na żywo nie rzuca się to według mnie zbytnio w oczy, maska i szyby wyszły bez szwanku z tej przygody (jeszcze w Austrii - za kadencji poprzedniego właściciela), nie mniej jednak dach posiada znaczną ilość tych wgniotek, podobnie jak tylna klapa. Jeśli chodzi o drzwi, błotniki, słupki, to też widać wgniotki w niewielkiej ilości, nie mniej jednak najwięcej jest ich na dachu i na tylnej klapie. Na dachu są nawet dwa odpryski lakieru (kilka mm) i na klapie też dwa. Poza tym klosz lewej lampy tylnej jest leciutko pęknięty, a prawy być może rozszczelniony, bo czasem widać że klosz paruje, choć równie dobrze może to nie mieć związku z gradobiciem. Lampy obie, są rzeczjasna w pełni sprawne. Owo gradobicie było jedyną przygodą tego samochodu w trakcie jego trwającej blisko 8 lat egzystencji. Nie brało udziału w żadnym wypadku.
Osobiście nie planowalem mając auto w posiadaniu robić cokolwiek z tymi wgniotkami (technicznie auto jest sprawne, a wgniotki nie przeszkadzają mi w jeździe).
Najlepiej jakby ktoś se sam osobiście ocenił na żywo jak to wygląda i czy jest sens się tym przejmować.