Ferrari Purosangue – oto nowy król segmentu. Segmentu, którego nie ma.
Ferrari Purosangue nie jest ani pierwsze, ani największe w klasie. W zasadzie nie jest nawet SUV-em, bo włosi z Maranello jak ognia unikają tej nazwy. Pod względem tego, co w samochodzie najważniejsze, nieSUV Ferrari jest jednak naj – najszybszy i najmocniejszy.
W świecie motoryzacji już parę razy świat się kończył. Choćby wtedy, gdy Porsche wprowadziło do sprzedaży SUV-a, a później, gdy pod jego maską pojawił się silnik Diesla. Kolejne końce świata, to gdy moda na SUV-y dotarła do marek produkujących supersamochody. Trudno się dziwić. Rolls-Royce Cullinan, Bentley Bentayga, Lamborghini Urus i Aston Martin DBX rozchodzą się jak ciepłe bułki. I nikomu nie przeszkadza ich wysoka cena.
Ferrari chce część tego tortu dla siebie i zapowiedziało jakiś czas temu, że SUV w końcu powstanie. No i jest. Choć oficjalnie to nieSUV, to przyjdzie mu się zmierzyć z właśnie w tym segmencie.
Naj i naj
W zestawieniu z konkurencją to najmniejsze auto segmentu. Długość to skromne 4973 mm, czyli dokładnie tyle, co Volkswagen Multivan. Urus, Bentayga, DBX i Collina z zapasem przekraczają 5 metrów długości. Jednak wystarczy spojrzeć na silnik i jego osiągi, by zrozumieć, że wielkość Ferrari Purosangue jest gdzie indziej i nie o gabaryty tutaj chodzi.
Jak przystało na Ferrari, nieSUV z Maranello jest najmocniejszy i najszybszy. Pod maską Purosangue pracuje wolnossący silnik V12 o pojemności 6,5 litra. Moc to pokaźne 725 KM a moment obrotowy to 716 Nm.
Owszem silnik V12 może być w Cullinanie czy Bentaydze, ale to auta nastawione na komfort nie osiągi z kolei pod względem mocy Aston Martin DBX 707 z doładowanego silnika V8 osiąga 707 KM, ale nie jest tak szybkie, jak Ferrari. Podobnie Urus, który jako jedyny ma iście sportowy charakter. Sprint do setki zajmuje w Ferrari zaledwie 3,3 sekundy, do 200 km/h auto rozpędza się w 10,6 s, a prędkość maksymalna na poziomie 310 km/h bije wszystkich konkurentów na głowę.
Drzwi jak w Syrenie
Niezwykły jak na segment nieSUV-ów jest też układ napędowy. Silnik umieszczono z przodu, a 8-biegową dwusprzęgłową skrzynię z tyłu. Układ transaxle pozwolił na niemal idealne rozłożenie masy w stosunku 49:51.
Purosongue ma też napęd na cztery koła, który działa do 4 biegu i do 200 km/h, później cały moment obrotowy przekazywany jest na tylne koła. Aby zapewnić komfort jazdy, zawieszenie jest regulowane elektrycznie. Zresztą można je obniżyć, ale prześwit jak na nieSUV-a i tak jest imponujący i wynosi 18 cm.
Równie imponująca jest także wielkość kół. Z przodu to skromne 22 cale, z tyłu 23. Co jeszcze zaskakuje w Ferrari Purosongue? Sylwetka, która faktycznie jest niespotykana w tym segmencie z mocno cofnięta kabiną i długą maską oraz wnętrze pozbawione centralnego dotykowego wyświetlacza. Tak, tak w dzisiejszych czasach to dość zaskakujące. Na osłodę dla pasażera przewidziano 10-calowy wyświetlacz tuż przed jego oczami.
Bez nawigacji
Zaskakuje także brak nawigacji. Ferrari wychodzi chyba z założenia, że każdy korzysta ze smartfona lub zna drogę na pamięć. No i może jeszcze tylne drzwi. Otwierają się pod wiatr jak w Syrenie, Rolls-Roysie i kilku innych autach. Ma to zapewniać większą wygodę dostępu do tylnych niemal kubełkowych foteli.
No a chyba najbardziej zaskakujący jest fakt, że wolnossący silnik V12 w Ferrari nie jest wspomagany żadnym silnikiem elektrycznym. Nie jest więc to hybryda, a tym bardziej daleko Purosangue do samochodu elektrycznego. Ba nic się nawet nie mówi, że taki powstanie.
Mniej zaskakująca jest za to cena. 400 tys. dolarów, czyli niemal 2 miliony złotych jak na konkurencję brzmi jak dobra okazja. Ferrari Purosangue niebawem będzie można zamawiać.