Samochody elektryczne – fakty i mity
Samochody elektryczne przestały już być rzadkim zjawiskiem na drogach. Choć nadal są drogie i niedoskonałe, zyskują na popularności. Ale jak z takim elektrykiem żyje się na co dzień? Co oferuje i jak wypada na tle auta spalinowego? Obalamy 10 mitów, jakie narosły wokół samochodów elektrycznych.
Historia elektromobilności jest starsza niż historia motoryzacji. Pionierem pojazdów na prąd był niejaki Thomas Devenport – Amerykanin szkockiego pochodzenia – który już w 1834 r. zbudował powóz czerpiący energię z baterii galwanicznej Volty (prekursora dzisiejszej baterii). Pierwsze samochody elektryczne powstały w 1882 r., a pod koniec XIX w. sporą popularnością cieszyły się karety na prąd. Można było je spotkać na ulicach angielskich miast oraz m.in. w Berlinie, Moskwie czy w Nowym Jorku.
I choć nadal wiele firm porywało się na prace rozwojowe nad elektrykami, ich efekty przez lata pozostawały mizerne. Brakowało jednego – wydajnych i szeroko dostępnych akumulatorów. W rezultacie na pierwszy seryjny samochód elektryczny trzeba było czekać aż do 1996 r., kiedy to General Motors wprowadziło do produkcji model EV1, dysponujący zasięgiem rzędu 260 km.
Od tamtej pory technologia aut elektrycznych zaczęła mocno dojrzewać, ale przełom związany jest z Teslą, która w 2012 roku zaprezentowała Model S, dysponujący zasięgiem sięgającym nawet 483 km, a więc wystarczającym do codziennej eksploatacji. Oczywiście, pod pewnymi warunkami. TUTAJ przeczytasz jak działa samochód na prąd.
Życie z autami elektrycznymi z jednej strony daje dużo satysfakcji związanej z ciszą w kabinie, brakiem wibracji pochodzących z napędu oraz osiągami i reakcjami na dodanie gazu. Z drugiej może być utrapieniem, szczególnie jeśli np. rozpoczynają się ferie i właściciele elektryków wyjeżdżają jednocześnie na wczasy. Tak się stało choćby w 2020 roku, gdy Holendrzy ruszyli swoimi Teslami w Alpy i potem zmuszeni byli do czekania nawet po 8 godzin w kolejce do ładowarek rozmieszczonych wzdłuż autostrady.
Oto 10 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o samochodach elektrycznych:
1. Masz samochód elektryczny, musisz mieć domową ładowarkę
To prawda. Inwestycja w wallboxa kosztuje około 2000 zł (22 kW), ale pod warunkiem, że masz własny dom z gniazdem siłowym (zazwyczaj takie jest dostępne). Gorzej, gdy mieszkasz w bloku. Wtedy nie dość, że musisz słać pisma do spółdzielni czy wspólnoty w celu uzyskania zgody, to jeszcze narażasz się na ogromne koszty. Ile? Podłączenie wallboxa może oznaczać wydatek nawet 8 tys. zł!
2. Samochody elektryczne są tanie w eksploatacji
I tak, i nie. To zależy od tego, z jakiej taryfy korzystasz i jak często jeździsz nim w dalszą trasę, co wiąże się z używaniem publicznych punktów ładowania.
W nocnej taryfie dla klientów indywidualnych koszt 1 kWh jest najniższy. Dzienna taryfa jest już mniej opłacalna (0,49 zł/1 kW), natomiast używanie punktów publicznych to duży koszt. Przykład? Za korzystanie ze stacji GreenWay, w zależności od rodzaju wtyczki i planu cenowego, zapłacisz od 1,60 do nawet 3,25 zł za 1 kWh energii.
3. Ładowanie zabiera dużo czasu
Tak. Ze standardowego domowego gniazdka przy użyciu standardowego domowego kabla trwa to całą wieczność (nawet kilkadziesiąt godzin). Z wallboxa o mocy dochodzącej do 22 kW wynosi już raptem kilka godzin. Ze stacji szybkiego ładowania z najpopularniejszymi w Polsce słupkami o mocy 50 kW nabicie baterii do pełna (mówimy o dużej baterii 90 kWh) zajmuje 1,5 godziny.
Warto jednak pamiętać, że większość samochodów elektrycznych ma akumulatory o pojemności użytkowej rzędu 40-50 kWh, a producenci zalecają nieprzekraczanie 80%, dlatego czas ładowania przeciętnego auta na prąd zajmie 45-50 minut.
4. Moc ładowarki to nie wszystko
A i owszem. Liczy się też moc prądu, jaką jest w stanie przyjąć auto. Przeciętne współczesne samochody elektryczne połykają około 50 kW, natomiast najlepsze pod tym względem modele, jak np. Porsche Taycan, dzięki instalacji 800-woltowej, są zdolne przyjąć aż 270 kW! A to skraca czas nabicia baterii z 20 do 80% do nieco ponad 20 minut. Znajdźcie tylko podobną ładowarkę w Polsce!
5. Samochodem elektrycznym jeździ się jak spalinowym na rezerwie
Przeważnie tak! No chyba że akurat masz przed sobą nieduży dystans i wiesz, że za chwilę podłączysz auto do prądu. Wtedy można pozwolić sobie na zabawę przyspieszeniami, które ze względu na ogromny moment obrotowy, dostępny praktycznie zawsze, są po prostu znakomite.
W innym przypadku w trasie lepiej nie przekraczać prędkości 100 km/h, bo powoduje to znaczny wzrost zużycia energii, co z kolei mocno ogranicza zasięg. Przykład? Zmiana tempa jazdy z 90 do 140 km/h w Porsche Taycanie Turbo S winduje zużycie energii z około 23 do 33 kWh/100 km, w Audi e-tron 55 Sportback z około 20-21 do 34 kWh, a w Hyundaiu Kona Electric (wersja 64kWh) – z około 14 do 27 kWh.
Co więcej, w elektrykach unikaj gwałtownych przyspieszeń, szanuj prędkość oraz przewiduj sytuację na drodze – po to, aby osiągać jak najniższe zużycie energii.
6. Samochody elektryczne są ekologiczne
I tak, i nie. Zadaniem samochodów elektrycznych jest obniżenie śladu dwutlenku węgla w ruchu lokalnym, z czego wywiązują się znakomicie. Problemem okazują się drogie baterie, których produkcja i utylizacja mocno obciążają środowisko naturalne.
Przeciwnicy aut elektrycznych często podkreślają, że prąd do ich napędzania powstaje przeważnie z węgla – i tak jest choćby w Polsce. Mimo tego, według Europejskiej Agencji Środowiska (EEA), użytkowanie elektryków przynosi wymierne korzyści dla środowiska. Będą one jeszcze większe, gdy częściej będziemy wykorzystywać energię z odnawialnych źródeł i opanujemy recykling akumulatorów.
7. Zasięg samochodu elektrycznego jest mocno zależny od temperatury
Tak. Niskie temperatury „zabijają” akumulatory i powodują wyraźny wzrost zużycia energii. Np. w przypadku wspomnianego wcześniej Hyundaia Kony zapotrzebowanie na prąd zimą w trasie wzrasta z ok. 14 do 18 kWh/100 km. Co więcej, podczas zimnej nocy (np. -5 stopni Celsjusza) zasięg może zmaleć nawet o 20-30 km! To tak, jakby z baku wyparowywała wam benzyna.
8. Jazda samochodem elektrycznym jest męcząca
I tak, i nie. Z jednej strony podróżujesz w ciszy, ale z drugiej – musisz dbać o prędkość i dobrze planować trasę. Najlepiej tak, aby mieć w zasięgu zapasową ładowarkę, gdy na miejscu okaże się np., że słupek, z którego miałeś nabić baterię – nie działa.
Pamiętam przejazd autostradą w Tesli Model X z Poznania do Warszawy. Auto, zaopatrzone w akumulator o mocy nominalnej 100 kWh i dwa silniki dające łącznie ponad 700 KM, po ustawieniu tempomatu na prędkość 110 km/h zakomunikowało mi, że przy takim tempie jazdy nie dotrę do stolicy. W efekcie trzeba była zwolnić do niewiele ponad 100 km/h.
9. Samochody elektryczne gorzej się prowadzą
Bzdura. Umieszczenie baterii w podłodze zapewnia bardzo niski środek ciężkości oraz idealne rozłożenie mas – zarówno pomiędzy osiami, jak i kołami. W efekcie elektryki prowadzą się bardzo neutralnie i niesamowicie stabilnie. Problemem pozostaje tylko potężny moment obrotowy, który pomaga okiełznać ASR.
A co o jeździe autem elektrycznym sądzi kierowca rajdowy i wyścigowy – Tomasz Kuchar? O tym przeczytasz TUTAJ.
10. Samochody elektryczne są przyszłością i przekleństwem
Tak! Najlepsze samochody elektryczne pozwalają na przebycie dystansu ponad 800 km (przynajmniej według homologacji), co już dziś imponuje. Technologia akumulatorów rozwija się bardzo szybko, dzięki czemu stają się coraz tańsze i coraz bardziej dostępne, choć nadal trzeba czekać na przełom. Pod koniec 2021 roku pojawił się jednak problem z rosnącymi cenami surowców niezbędnych do ich produkcji, co wynikało z kryzysu energetycznego w Chinach.
Ale pomyślcie co by było, gdybyśmy nagle wszyscy przesiedli się na modele elektryczne. Kolejki do ładowania baterii sięgałyby setek kilometrów, a na ulice wyszliby wkurzeni pracownicy, którzy do tej pory odpowiadali za produkcję alternatorów, rozruszników, wtryskiwaczy i innych części silników spalinowych. Dlatego elektryki muszą być wprowadzane stopniowo, bo inaczej świat stanąłby na głowie.
Poza tym, fani motoryzacji ciągle nie potrafią wybaczyć autom elektrycznym braku odpowiedniego dźwięku, zapachu spalin i mechanicznych odczuć.
Podsumowanie
Czy samochody elektryczne są lepsze od spalinowych? Na pewno są mniej skomplikowane – TUTAJ znajdzie raport o awaryjności elektryków i hybryd. Są też cichsze i zapewniają inne odczucia w czasie jazdy. Ale gdyby ktoś mnie spytał, czy w trasę wolałbym jechać VW Golfem 2.0 TDI czy Porsche Taycanem Turbo S, bez wahania wybrałbym tego pierwszego. Przynajmniej na razie.